Dwa gole Kuyta, na początku i pod sam koniec spotkania, zapewniły Liverpoolowi niezwykle ważne punkty na Anfield. O grze Tottenhamu nie można powiedzieć chyba ani jednego dobrego słowa. Czy wyciągniemy z tego spotkania konstruktywne wnioski na przyszłość? Oby, bo inaczej bez Lennona (dzisiaj okazało się tak naprawdę kto jest kluczowym zawodnikiem Spurs), idzie nam jak po gruzie. Myślałem, że nie wypowiem tego w tym okienku transferowym, ale na zawołanie potrzebujemy wzmocnień!
Harry Redknapp w składzie swojej drużyny zaproponował dzisiaj aż dwie zmiany. Do podstawowej jedenastki powrócił Ledley King, który razem z Dawsonem stanowić miał trzon defensywy, a Keane'a zastąpił Crouch. Dla Irlandczyka właśnie, powrót na Anfield musiał wyglądać nad wyraz dziwnie. Tu właśnie, jego przygoda z ekipą Rafy Beniteza, skończyła się na ławce rezerwowych, a powrót, już w barwach Tottenhamu, przebiegał według, znanego skąd inąd Keano, schematu. W zupełnie innym humorze musiał być za to Peter Crouch, również w "The Reds" niechciany. On na murawę stadionu wybiegł w podstawowym składzie, będąc partnerem Jermaina Defoe w linii ataku.
Liverpool na prowadzenie wyszedł już w 6 minucie spotkania. Długie wybicie piłki przez Reinę spod własnej bramki pod polem karnym Spurs opanował Alberto Aquilani. Włoch, ostro naciskany przez Michaela Dawsona, zdołał jeszcze odegrać futbolówkę do niepilnowanego Dirka Kuyta, a ten strzałem w długi róg bramki, nie dał żadnych szans Gomesowi na skuteczną interwencję. Gra Tottenhamu na "zero" z tyłu bardzo szybko została przez The Reds złamana.
Tottenham po stracie bramki nie rzucił się do szaleńczych ataków, by jak najszybciej odrobić straty. Gra, podobnie zresztą jak w pierwszych minutach, była raczej wyrównana, a żadna z drużyn nie osiągnęła widocznej optycznie przewagi. Zawodnicy Spurs grali za słabo, byli zbyt przewidywalni w swoich zagraniach, by móc stworzyć zagrożenie pod bramką Reiny. Liverpool natomiast, jakby zadowolony z jednobramkowego prowadzenia, od czasu do czasu tylko, starał się przedostać pod pole karne gości.
W doliczonym już czasie gry pierwszych 45 minut dwukrotnie przed szansą stanęli jeszcze gracze Liverpoolu, jednak za pierwszym razem strzał Kuyta po dośrodkowaniu Riery z rzutu wolnego, udem zablokował Bale, a mocna dobitka Skrtela poszybowała minimalnie nad poprzeczką. Swoją okazję miał również Tottenham, lecz Modric przegrał pojedynek sam na sam z Reiną.
Tottenham drugą połowę rozpoczął od strzelenia bramki, której Howard Webb całym swoim autorytetem nie uznał. Już od samego początku, kiedy tylko zauważyłem, że to ten pan będzie sędziował dzisiejszy mecz, wiedziałem, iż w czymś nam przeszkodzi. Liczyłem jednak na w miarę sprawiedliwe wyroki arbitra Webba. No cóż, być może tkwię w błędzie, ale jak dla mnie gol Defoe z 48 minuty powinien zostać zaliczony, bo jeśli Jermain był na spalonym, to Webb powinien zagwizdać go lata świetlne wcześniej, a jeśli Reina był faulowany, to żółty kartonik ujrzeć powinna futbolówka, na której Hiszpan się wywrócił.
W 58 minucie cudowną bombę z 25 metrów w kierunku bramki Reiny posłał Jenas (sic!), jednak ku rozczarowaniu kibiców Spurs, dobrą intuicją popisał się golkiper gospodarzy, wybijając piłkę na rzut rożny. A było już tak blisko. Wcześniej przed szansą stanął Riera, lecz jego uderzenie głową wylądowało na poprzeczce bramki Gomesa.
W 85 minucie fatalny błąd we własnym polu karnym popełnił Bassong, który dał się ograć Ngogowi, jednak młody Francuz, szukający szczęścia w długim rogu, najwyraźniej zapomniał, że w bramce Spurs stoi nie kto inny jak Heurelho Gomes, i zamiast cieszyć się z gola, musiał skryć głowę w dłoniach, bowiem zaprzepaścił znakomitą sytuację. Trzy minuty później, Brazylijczyk po raz kolejny pokazuje swoją wielkość, tym razem tylko sobie znanym sposobem broniąc uderzenie Kyrgiakosa. Czy to na pewno Tottenham miał w tym momencie gonić wynik? Bo zdecydowanie groźniejszą drużyną wydawał się być Liverpool, który, w ostatnich minutach spotkania, przy piłce był niemal cały czas.
W 92 minucie kolejny błąd popełnił Bassong (niech mi ktoś wytłumaczy, gdzie leży sens wymiany połowy linii defensywnej, gdy przegrywa się 1:0?), który sfaulował Ngoga w polu karnym. Webbowi tym razem nie pozostało już nic innego jak wskazać na "wapno". Pierwsza, celna próba wykonania jedenastki przez Kuyta, została anulowana, bo piłkarze za wcześnie wbiegli w pole karne. Za drugim razem Holender również nie miał problemów z pokonaniem Gomesa, zapewniając swojej drużynie cenne trzy punkty.
Drugie z rzędu bardzo złe widowisko w wykonaniu Tottenhamu. Brak Lennona aż nadto widoczny. Brak pomysłu na grę, nie radzący sobie z przeciwnikiem skrzydłowi (tym razem na prawym skrzydle grał Kranjcar, potem Keane). Nie istniejący środek pola, złe zmiany. Błędy dzisiejszego pojedynku można wymieniać bez końca. Czy my naprawdę dalej będziemy się łudzić, że stać nas na TOP 4?
Składy:
Liverpool: Reina,- Carragher, Skrtel, Kyrgiakos, Insua,- Degen (90' Darby), Mascherano, Lucas, Riera (81' Maxi), Aquilani (79' Ngog),- Kuyt
Ławka rezerowych: Cavalieri, Maxi, Babel, Ngog, Spearing, Darby, Pacheco
Tottenham: Gomes,- Corluka (62' Hutton), Dawson, King (81' Bassong), Bale,- Modric, Jenas, Palacios, Kranjcar (65' Keane),- Crouch, Defoe
Ławka rezerwowych: Alnwick, Hutton, Pavlyuchenko, Keane, Giovani, Bassong, Rose.
Kartki:
Tottenham: Jenas 27' (za faul na Degenie), Bale 34' (za niesportowe zachowanie), Palacios 50' (faul na Lucasie),
Liverpool: Mascherano 39' (za faul na Crouchu),
Sędzia: Howard Webb
Bramki:
1:0 - Kuyt 6'
2:0 - Kuyt 90' (karny)
Widzów: 42,016
Statystyki:
Posiadanie piłki:
Liverpool 53%:47% Tottenham
Strzały celne na bramkę:
Liverpool 5:5 Tottenham
Strzały obok bramki:
Liverpool 8:2 Tottenham
Rzuty rożne:
Liverpool 2:3 Tottenham
Faule:
Liverpool 11:17 Tottenham
Błędy Howarda:
22' - brzydki faul Mascherano na Bale'u bez żadnych konsekwencji kartkowych w stosunku do Argentyńczyka,
29' - faul Skrtela na Defoe. Brak jakiejkolwiek decyzji,
30' - pokłosie wcześniejszego błędu. Defoe ostro atakuje Degena. I tym razem obyło się bez kartek,
40' - Crouch pociągany przez Kyrgiakosa za koszulkę w polu karnym. Na nasze nieszczęście, to Grek ląduje na murawie, a Webb gwiżdże przewinienie Petera,
47' - bramka Defoe nie uznana przez Webba. Najprawdopodobniej powodem tej decyzji był spalony, na którym Defoe znajdował się kilkanaście sekund wcześniej, albo wywrócenie się na piłce Reiny. Coś z dwóch...
53' - Kuyt na spalonym, Webb odgwizduje faul Kinga,
77' - niesportowe zachowanie Aquilaniego w polu karnym, uszło uwadzę panu Webbowi
104 komentarzy ODŚWIEŻ