Czy szkoda? Pewnie tak, przecież można było wyeliminować dzisiaj wielki Manchester United, a tak, w meczu ćwierćfinału Carling Cup Tottenham zamiast walczyć o swoje, praktycznie wytoczył gospodarzom drogę do półfinału. Mecz na Old Trafford, wyjątkowo nudny, szczególnie w drugiej połowie, zakończył zmagania jednego z zeszłorocznych finalistów z Carling Cup. Na nasze nieszczęście padło na podopiecznych Redknappa. Bohaterem wieczora został młody pomocnik "Czerwonych Diabłów", Darren Gibson, który swoimi dwoma trafieniami zapewnił awans swojej drużynie.
Gra Tottenhamu w pierwszych minutach ewidentnie mogła podobać się kibicom gości. Spurs nie przestraszyli się atmosfery deszczowego Old Trafford, zwietrzając swoją szansę wygrania w meczu przeciwko występującemu w dużej mierze rezerwowemu składowi Manchesteru United. Piłkarze "Kogutów" często gościli na połowie gospodarzy, nawet jeśli nie będąc samemu przy piłce, to zakładając wysoki presing, na, co dziwne, grających wyjątkowo niepewnie zawodników "Czerwonych Diabłów". Niestety, nasza dobra gra dość szybko została przez los skarcona. W 17 minucie piłka trafiła do niepilnowanego przed polem karnym Darrena Gibsona, a ten nie zastanawiając się długo posłał futbolówkę po ziemi w kierunku bramki Gomesa, nie dając żadnych szans brazylijskiemu golkiperowi na skuteczną interwencję. Tottenham odpowiedzieć mógł już w 20 minucie, lecz dogodnej sytuacji nie wykorzystał Jermain Defoe, który otrzymawszy dobre dośrodkowanie z prawej strony boiska, strzelił prosto w nogi blokującego uderzenie młodego obrońcy ManU, Da Laeta.
Spurs po utracie gola wyglądali jednak zupełnie inaczej niż w pierwszych 15 minutach. Nie atakowali już z taką zażartością bramki Tomasza Kuszczaka, a cały mecz jakby się wyrównał, pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że to gospodarze zaczęli przejmować inicjatywę, czego najlepszym dowodem druga bramka dla United, której autorem po raz kolejny był Darren Gibson. Ładna wymiana piłki pomiędzy młodymi zawodnikami ManU: Walbeckiem i Gibsonem, zakończyła się kolejnym uderzeniem sprzed pola karnego tego drugiego, nie dającym Gomesowi szans na uratowanie "Koguty". 2:0 i półfinał Carling Cup oddalał się z każdą upływającą minutą. Siedzący na trybunach Old Trafford Alex Ferguson miał natomiast coraz więcej powodów do radości, bo jego zespół na przerwę schodził z dwubramkową zaliczką.
Manchester nie grał niczego specjalnego, a przynajmniej mnie dość przewidywalna i wolna gra gospodarzy jakoś nie zaskoczyła. Brak gwiazd ewidentnie rzucał się w oczy, a zmiennicy podstawowych graczy, aż tak dobrzy nie są. Niestety, dwa fantastyczne uderzenia Gibsona (takie w stylu Michaela Carricka) sprawiły, że Tottenham z pierwszych 45 minut zadowolony być nie mógł. Początek należał do gości. Rozochoceni dobrą grą w ostatnich meczach podopieczni Redknappa rzucili się na "Czerwone Diabły" od pierwszej minuty. Wszystko, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmieniła jednak bramka dla ManU. Tottenham chyba nie za bardzo mógł uwierzyć w to co się stało, a taki piłkarski ateizm był gospodarzom ewidentnie na rękę. Dorzucona do wyniku druga bramka, niemal zapewniała im półfinał. Wystarczyło dograć pozostały czas...
Nie można jednoznacznie stwierdzić, że "Koguty" zaatakowały już od pierwszego gwizdka po przerwie. Boiskowa sytuacja wyglądała bowiem na wysoce zrównoważoną, a piłkarzy obu stron jakby zadowalał korzystny tylko dla jednych wynik. Tottenham nie forsował takiego tempa jak w drugiej połowie spotkania ligowego przeciwko Aston Villi, a ManU nie wykazywało smutku z tego faktu.
w 58 minucie na skrzydle z Nevillem poradził sobie Gareth Bale (choć może poradził to za duże słowo, przepchnął jakoś piłkę), dograł futbolówkę w pole karne do niepilnowanego Davida Bentleya, który podobnie jak Defoe w pierwszej połowie uderzył prosto w Kuszczaka, ułatwiając bramkarzowi gospodarzy wybicie piłki jak najdalej od własnego pola karnego. To była tak naprawdę pierwsza groźna sytuacja Tottenhamu po zmianie stron. Nie można również stwierdzić, że goście się nie starali. Być może faktycznie, deszczowa pogoda jakoś im nie służy, czego najlepszym dowodem forma w dniu dzisiejszym. Przedostać się pod bramkę Kuszczaka Tottenhamowi było bardzo trudno, nie mówiąc już o jakimkolwiek uderzeniu.
Druga połowa na Old Trafford: nudna, wolna i bez wyrazu zakończyła występ Spurs w tegorocznym Carling Cup. Manchester gra dalej, jako obrońca tytułu, przechodząc spokojnie fazę ćwierćfinałową. Mecz ubiegłorocznych finalistów nie zachwycił. Tottenham dobrze zaczął, Manchester oddał dwa celne strzały. Reszta? Reszta niech będzie milczeniem.
Składy:
Tottenham: Gomes,- Hutton, Bassong, Dawson, Bale,- Bentley, Palacios (46' Huddlestone), Jenas, Lennon,- Keane (66' Crouch), Defoe
Ławka rezerwowych: Walker, Corluka, Naughton, Huddlestone, Rose, Crouch, Pavlyuchenko
Manchester: Kuszczak; Neville, Brown, Vidic, De Laet; Obertan (63; Carrick), Gibson, Anderson (82' Tosic), Park,- Welbeck, Berbatov (63' Macheda)
Ławka rezerwowych: Amos, Owen, Giggs, Tosic, Carrick, Fletcher, Macheda
Żółte kartki:
Manchester: De Laet 78', Gibson 83'
Tottenhamn: Hutton 79',
Sędzia: Mat Clattenburg
Bramki:
1:0 - Gibson 17'
2:0 - Gibson 39'
Widzów: 57,212
57 komentarzy ODŚWIEŻ