W derbowym spotkaniu Premier League Tottenham po raz kolejny, ku rozczarowaniu licznej rzeszy kibiców, nie potrafił pokonać największych rywali zza miedzy. Arsenal znowu okazał się bardziej dojrzałą piłkarsko drużyną, która górowała w każdym elemencie futbolowego rzemiosła, zwyciężając pewnie i jak najbardziej zasłużenie. Trzybramkowa różnica udowadnia nam chyba dobitnie, że marzenia o pierwszej czwórce znowu musimy odłożyć w czasie. Wynik oczywiście, jak to często w przypadku Spurs bywa, mógł być z goła inny, jednak o wszystkim zadecydowała 60-sekundowa dekoncentracja, w trakcie której "Kanonierzy" zadali dwa, jakże bolesne ciosy, po których Tottenham nie zdołał już się podnieść.
Początek spotkania w wykonaniu "Kogutów" był nadspodziewanie dobry, bo waleczni piłkarze Spurs skutecznie uprzykrzali życie chcącym grać technicznie, zawodnikom Arsenalu. Szczególnie górował w tym Wilson Palacios udowadniając, że wraca do wysokiej formy z poprzedniego sezonu i początku obecnych rozgrywek. Sama gra natomiast toczyła się głównie w środkowej strefie boiska, i choć to gospodarze byli częściej przy piłce, to nie wynikało z tego żadne zagrożenie bramki Tottenhamu. Mocno skoncentrowani goście nie popełniając większych błędów grali dokładnie i nad wyraz starannie, natomiast Arsenal nie potrafił znaleźć na to skutecznej recepty. Wystarczyła jednak chwila rozkojarzenia, by zakotłowało się w polu karnym Gomesa. W 21 minucie do zablokowanej przez Kinga piłki po strzale Arshawina dopadł Cesc Fabregas, lecz instynktowna obrona naszego bramkarza uchroniła Tottenham przed niechybną stratą bramki. To była kolejna interwencja z cyklu "Boże, jak to dobrze, że mamy Gomesa".
Przez kilkanaście następnych minut, aż do momentu strzelenia przez Arsenal pierwszej bramki, cała gra znów skoncentrowana była w okolicach środkowej linii boiska. Ani gospodarze, ani uważnie grający goście nie stwarzali sobie stuprocentowych szans pod bramką rywala, starając się bardziej zabezpieczyć własne tyły. Natomiast 3 minuty przed przerwą fani "Kogutów" przypomnieli sobie czym jest tak naprawdę kibicowanie Spurs. Bo najpierw w 42 minucie Gomesa po dośrodkowaniu Sagni pokonał Robin van Persie, a po zaledwie minucie drugą bramkę dołożył Cesc Fabregas, który przedryblował pół boiska, mijając graczy Spurs niczym Hermann Maier tyczki na narciarskich stokach za swoich najlepszych lat. Przed samą przerwą Arsenal zadał więc dwa nokautujące ciosy, po których Tottenham nie był już w stanie się podnieść.
Po zmianie stron w 60 minucie wykorzystując niezdecydowanie obrońców Spurs, którzy nie zauważyli, iż sędzia zastosował przywilej korzyści po faulu Assou-Ekotto na Chorwacie Eduardo, za sprawą Van Persiego podwyższyli wynik. I znowu asystentem przy golu okazał się boczny obrońca Bakary Sagna. Piłkarze Redknappa po tej bramce chyba już kompletnie stracili nadzieję na korzystny wynik, bo najzwyczajniej w świecie przestali grać w piłkę. Nie pomogły ani zmiany (Pavlyuchenko za Keane'a, Bale'a za Huddlestone'a i Hutton za Corlukę), ani gorący doping fanów "Kogutów". Tottenham oprócz strzału Bentleya z rzutu wolnego jeszcze w 58 minucie tak naprawdę nie stworzył sobie żadnej korzystnej sytuacji, z której mogłaby paść dla Spurs bramka. Tymczasem atakujący Arsenal mógł dołożyć ich jeszcze kilka, lecz na szczęście (jak to idiotycznie w przypadku porażki w derbach brzmi) skończyło się na 3:0.
O wynik do Tottenhamu pretensji mieć nie można. Porażki zdarzają się nawet najlepszym, lecz nawet w przegranych meczach trzeba pokazać, że się chociaż walczyło, udowodnić kibicom, iż na boisko zostawiło się serce. Tej zadziorności w pewnym momencie "Kogutom" zabrakło; jakby dwie, stracone w krótkim odstępie czasu bramki, zupełnie podcięły im futbolowe skrzydła. Na drugie 45 minut wyszła drużyna, która zagrała chyba najgorszą połowę w tym sezonie. Trzeba mieć tylko nadzieję, że do pierwszego składu szybko powrócą nieobecni w dniu dzisiejszym z powodu kontuzji Modric i Lennon, bo bez nich cała redknappowska koncepcja gry rozpada się jak domek z kart na wietrze. Chyba nie tak wyobrażaliśmy sobie, jubileuszowe jeśli chodzi o ligę, 145 derby północnego Londynu...
Składy:
Arsenal: Almunia, Sagna, Gallas, Vermaelen, Clichy, Fabregas, Song Billong, Diaby, Bendtner (37` Eduardo), Van Persie (86` Ramsey), Arszawin (78` Eboue).
Ławka rezerwowych: Mannone, Senderos, Nasri, Eduardo, Ramsey, Eboue, Gibbs
Tottenham: Gomes, Corluka (86` Hutton), King, Bassong, Assou-Ekotto, Bentley, Huddlestone, Palacios, Jenas, Keane (65` Pawluczenko), Crouch.
Ławka rezerwowych: Cudicini, Bale, Dawson, Woodgate, Hutton, Kranjcar, Pavlyuchenko.
Żółte kartki:
Arsenal: Vermaelen 78'
Tottenham: Crouch 62'
Sędzia: Mark Clattenburg
Bramki:
1:0 - Van Persie 42'
2:0 - Fabregas 43'
3:0 - Van Persie 60'
Widzów: 60,103
29 komentarzy ODŚWIEŻ