Kibice zgromadzeni na Reebok Stadium, mimo tego, że zawodnicy obu drużyn strzelili po dwie bramki, byli świadkami bardzo nudnego spotkania. Przez praktycznie całą pierwszą połowę przewagę miała ekipa gospodarzy, która już w 3 minucie wyszła na prowadzenie. Niestety, ich dobra gra przez 45 minut na niewiele się zdała, bo druga część gry w wykonaniu Tottenhamu mimo, że niewiele, to jednak była lepsza, lecz starczyło to raptem na remis z Boltonem Wanderers.
Tottenham mecz rozpoczął bez większych niespodzianek w pierwszym składzie, a jedyną zmianą w porównaniu do poprzedniego spotkania, było zastąpienie kontuzjowanego Jermaina Defoe (dla którego i tak znalazło się miejsca na ławce rezerwowych, a w drugiej połowie nawet na placu gry), Peterem Crouchem. Po raz kolejny szansę występu na środku obrony dostał Tom Huddlestone i mimo, że wyleczony został już uraz Michaela Dawsona, to właśnie rosły Anglik występuje w defensywie obok Sebastiena Bassonga. Na trybunach natomiast, zasiadł sam Fabio Capello, lecz z przebiegu gry nie wynikało, by którykolwiek z zawodników specjalnie rzucił mu się w oczy. A już na pewno żaden, mogący grać dla reprezentacji Synów Albionu.
Spotkanie dla Tottenhamu rozpoczęło się fatalnie, bo od bramki Ricardo Gardnera, już w zaledwie 3 minucie gry. Gol przypominał bardzo te, dzięki którym w zeszłym sezonie w Premier League utrzymała się ekipa Stoke. Długi wrzut piłki z rzutu wolnego, o futbolówkę stara się walczyć jeszcze Wilson Palacios, lecz ta ostatecznie trafia pod nogi Chung-Yong Lee, którego uderzenie broni jeszcze Carlo Cudicini, jednak nasz bramkarz przy dobitce Gardnera z najbliższej odległości był już bez szans. Sporo do myślenia powinna mieć obrona Tottenhamu, która przy tej akcji spisała się bardzo źle, zupełnie zapominając o tym, by w polu karnym kryć zawodników drużyny przeciwnej.
W 14 minucie, mająca grać toporną, prostą do rozczytania piłkę, opierającą się na wrzutkach do wysokiego Daviesa drużyna "Kłusaków", popisała się piękną, koronkową akcją, jednak wyprowadzony na wolne pole, po prostopadłym podaniu Gardnera, Cohen, przegrał pojedynek z bramkarzem Spurs. Tottenham, niewątpliwy faworyt dzisiejszego pojedynku, długimi fragmentami nie potrafił nawet przedostać się w okolice bramki gospodarzy. Dobrze funkcjonująca drużyna Boltonu nie dość, że nie pozwalała grać "Kogutom" tak jak piłkarze z White Hart Lane lubią, to do tego przeprowadzając dużo groźniejsze sytuacje, dawali Cudicinemu okazje do pokazania swoich bramkarskich umiejętności.
Od 32 minuty w moim przekonaniu gospodarze powinni grać w osłabieniu, po tym jak bardzo groźny atak od tyłu na nogi Wilsona Palaciosa przeprowadził Tamir Cohen. Sędzia oszczędził jednak Izraelczyka, a los zrobił to samo z Palaciosem, gdyż nasz zawodnik nie odniósł przy okazji tego starcia żadnego urazu. Tottenham po tej sytuacji pozbierał się bardzo szybko, by już 2 minuty później doprowadzić do remisu. Palacios wrzucił piłkę w pole karne, tam głową zgrał ją Peter Crouch, a bardzo mocnym uderzeniem z woleja popisał się Niko Kranjcar, nie dając tym samym Jaaskelainenowi szans na skuteczną interwencję. To pierwsza, a zarazem jakże ważna, bramka Chorwata w barwach Spurs. Pod koniec pierwszej połowy, jak przecież przez większą jej część, groźniej było pod bramką Cudiciniego, jednak na szczęście żadnej ze stworzonych przez Bolton sytuacji nie udało im się wykorzystać.
Pierwszą groźną sytuację po przerwie stworzyli sobie goście. Najpierw w 55 minucie kilkanaście metrów z piłką przebiegł Aaron Lennon, jednak jego uderzenie obronił fiński bramkarz Boltonu, a dobitka Palaciosa z niemal 11 metra wylądowała gdzieś w okolicach chorągiewki oznaczającej róg placu gry. Po następnych 120 sekundach szansę otrzymał Peter Crouch, jednak jego strzał, wynikający z zamieszania w polu karnym, poszybował nad poprzeczką bramki Jaaskelainena.
W 69 minucie chłopcy Gary'ego Megsona po raz drugi wyszli na prowadzenie. Piękną wymianę piłki między Gardnerem, Chung-Yungiem, a Cohenem dośrodkowaniem na drugi słupek zakończył ten trzeci. W odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie znalazł się Kevin Davies, pewnie pokonując Cudiciniego. Odpowiedź Tottenhamu była bardzo szybka. Najpierw mocne uderzenie Defoe sprzed pola karnego "wypluł" przed siebie Jaaskelainen, a dobitka Croucha wylądowała na poprzeczce, jednak już po następnym stałym fragmencie gry, udało nam się wyrównać. Do dośrodkowania Kranjcara z rzutu rożnego, najwyżej wyskoczył Vedran Corluka, uderzeniem głową w długi róg, doprowadzając w 75 minucie do wyrównania.
W 85 minucie wspaniałą sytuację do zapewnienia Spurs trzech punktów zaprzepaścił Peter Crouch. Na pole karne piłkę dośrodkował Defoe, ta trafiła do Petera, który opanowawszy futbolówkę starał się uderzyć na bramkę Jaaskelainena, lecz zrobił to na tyle niedokładnie, że futbolówka trafiła w bramkarza Boltonu, wychodząc przy tym na rzut rożny.
Podział punktów w dniu dzisiejszym jest więc jak najbardziej zasłużony, gdyż moim zdaniem żadna z drużyn nie zasłużyła na pełną pulę, lecz marzący o grze w europejskich pucharach Tottenham, spotkania z ligowymi średniakami wygrywać po prostu musi. Po raz kolejny nie udało nam się wygrać z Boltonem, choć przy odrobinie szczęścia, trzy punkty były jak najbardziej w naszym zasięgu.
Składy:
Tottenham: Cudicini,- Corluka, Bassong, Huddlestone, Assou-Ekotto,- Lennon, Jenas, Palacios, Kranjcar,- Keane (68' Defoe), Crouch
Ławka rezerwowych: Gomes, Bale, Dawson, Hutton, Naughton, Bentley, Defoe
Bolton: Jaaskelainen,- Samuel, Knight, Cahill, Ricketts,- Taylor (81' Davies), Gardner, Muamba (74' McCann), Cohen, Chung-Yong (87' Klasnic),- Davies
Ławka rezerwowych: Al Habsi, Steinsson, Klasnic, McCann, Robinson, Shittu, Davies
Żółte kartki:
Bolton: Cohen 32', Muamba 59',
Tottenham: Jenas 35', Corluka 90'
Sędzia: Michael Jones
Widzów: 21,305
Bramki:
1:0 - Gardner 3'
1:1 - Kranjcar 34'
2:1 - Davies 69'
2:2 - Corluka 75'
69 komentarzy ODŚWIEŻ