W meczu piątej kolejki, Tottenham Hotspur podejmował na własnym boisku Manchester United. Spurs znakomicie rozpoczęli sezon wygrywając wszystkie cztery spotkania. Okazało się jednak, że reprezentacyjna przerwa bardzo źle podziałała na graczy "Kogutów", którzy przegrywając 1:3, odnieśli pierwszą porażkę w sezonie 2009/2010.
Harry Redknapp po raz kolejny składem na mecz raczej nikogo nie zaskoczył. Wszyscy martwiliśmy się o to jak może wyglądać środek naszej obrony w momencie, gdy dochodzą do nas niepokojące wieści o kontuzjach wszystkich naszych stoperów, tymczasem para, która na środku występuje od początku rozgrywek: Bassong - King, i tym razem wybiegła w podstawowym składzie. W miejsce kontuzjowanego Luki Modricia na lewej pomocy pojawił się Robbie Keane (przypomnijmy, że to właśnie Irlandczyk zajął pozycję Chorwata w meczu przeciwko Birmingham, kiedy ten musiał opuścić plac gry), a na ławce rezerwowych usiadł nasz najnowszy nabytek: Niko Kranjcar. Parę napastników tym razem stanowili Crouch i Defoe.
Tottenham z miejsca ruszył do ataku bramki bronionej dziś przez Bena Fostera, by za sprawą Jermaina Defoe już w 50 sekundzie wyjść na prowadzenie! Piłkę w pole karne dośrodkował Benoit Assou-Ekotto, tam głową strącił ją nie kto inny jak Peter Crouch, a wspaniałym uderzeniem przewrotką z pięciu metrów popisał się Defoe, pokonując tym samym bramkarza Manchesteru United. Takiego startu na White Hart Lane chyba nikt się nie spodziewał. Odpowiedź "Czerwonych Diabłów" mogła być natychmiastowa. Pod naszą bramką pojedynek z Fletcherem przegrał Assou-Ekotto, lecz bardzo groźne uderzenie reprezentanta Szkocji w pięknym stylu zostało obronione przez Carlo Cudiciniego.
W 13 minucie po wykopie Cudiciniego spod własnej bramki, przed polem karnym ładnie na klatkę piersiową piłkę przyjął Peter Crouch, lecz strzał naszego napastnika ze stoickim spokojem obronił Foster.
W 24 minucie bezmyślny faul na 25 metrze przed naszą bramką popełnił Wilson Palacios (za co został również ukarany żółtym kartonikiem). Do strzału szykowało się dwóch graczy gości: Rooney i Giggs. Ostatecznie na uderzenie zdecydował się Walijczyk, w pięknym stylu pokonując bezradnego Cudiciniego. Manchester mimo, że bez Cristiano Ronaldo, dalej potrafi strzelać gole bezpośrednio z rzutów wolnych.
W 30 minucie znakomitą szansę stworzyła sobie drużyna Alexa Fergusona. Najpierw obronną ręką z sytuacji sam na sam z Rooneyem wyszedł Cudicini, lecz nie udało mu się złapać futbolówki. Do uciekającej piłki dopadł Berbatov, jednak jego uderzenie z linii bramkowej wybił Sebastien Bassong. Po chwili piłka znów trafiła pod nogi Bułgara, ale tym razem napastnik gości przeniósł futbolówkę nad poprzeczką. Trybuny White Hart Lane odetchnęły z ulgą. Tottenham groźną sytuacją zrewanżował się 3 minuty później, kiedy to po rzucie rożnym strzał głową Croucha minimalnie minął słupek bramki Fostera.
W 41 minucie drugą bramkę strzelił Manchester. Dośrodkowanie z rzutu rożnego, zostało wybite przez naszych obrońców przed pole karne. Przy piłce najszybciej znalazł się Scholes, lecz jego, zmierzające za linię końcową boiska, uderzenie zostało zablokowane przez Bassonga. Do odbitej futbolówki popędził Anderson, i mocnym strzałem z 20 metrów pokonał Cudiciniego.
Tottenham przewagę w pierwszej połowie osiągnął w początkowych 20 minutach gry, kiedy to był drużyną zdecydowanie lepszą od ekipy gości. Niestety po upływie tego czasu zapał zniknął z naszych graczy, którzy po dwóch stałych fragmentach gry pozwolili wbić sobie dwie bramki. Źle funkcjonowała również lewa pomoc naszej drużyny, gdzie dzielić i rządzić miał Robbie Keane. Irlandczyk spisywał się jednak bardzo słabo, będąc kompletnie niewidocznym. Z drugiej strony również gorzej niż zazwyczaj radził sobie Aaron Lennon, którego poczynania nieźle temperował jeden z najlepszych lewych obrońców świata, Patrice Evra.
Po zmianie stron na boisku pojawił się ostatnio kontuzjowany przez dłuższy czas Jermaine Jenas, zastępując Wilsona Palaciosa. Widocznie również Harry Redknapp zauważył słabszą formę Honduranina, który oprócz tego, że był grał słabo, to zarobił także żółtą kartkę.
Druga połowa powinna rozpocząć się tak samo jak pierwsza: od bramki dla Spurs. Niestety tym razem uderzenie Robbie'ego Keane'a z pięciu metrów w ostatnim momencie zablokował Nemanja Vidic, ratując tym samym swój zespół przed utratą gola.
W 55 minucie po raz pierwszy udanie pokazał się Jermaine Jenas. Najpierw odebrał piłkę jednemu z graczy Manchesteru, oddając chwilę później strzał, który czubkami palców na rzut rożny wybił Ben Foster. Groźne było również i po tym stałym fragmencie gry, bo uderzona przez Croucha futbolówka zatrzymała się na poprzeczce.
Od 59 minuty wydawać by się mogło Tottenham miał jeszcze łatwiejszą drogę do odrabiania strat, gdyż drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartką po brzydkim faulu na Tomie Huddlestone'ie, ukarany został Paul Scholes. "Koguty" otrzymały więc od losu pół godziny przeznaczone na zdobycie, co najmniej, wyrównującej bramki. Trzeba jednak z takimi okresami gry w przewadze radzić...
W 67 minucie wspaniałą kontrę wyprowadził Wayne Rooney. Przebiegł z piłką kilkadziesiąt metrów, po czym bardzo mocno uderzył w krótki róg bramki. Na całe szczęście mocno skoncentrowany był Cudicini, który tylko sobie znanym sposobem obronił to uderzenie.
W 69 minucie Redknapp zaskoczył tak mnie, jak i pewnie większość kibiców Spurs, ściągając z boiska Corlukę i zastępując go... Alanem Huttonem! Jeśli Chorwat nie odniósł w trakcie gry żadnego urazu taka zmiana w moim przekonaniu nie miała większego sensu. No, ale co trener to obyczaj. Jedni przegrywając na murawę wprowadzają kolejnego napastnika, Harry woli wymienić obrońców. Większość managerów pewnie również przegrywając i grając przy tym z przewagą jednego zawodnika stara się wzmocnić linię defensywną. To takie oczywiste. Dwie minuty później (aż chciałoby się krzyknąć: "w końcu!") szansę debiutu w barwach Spurs otrzymał Niko Kranjcar, zastępując Robbie'ego Keane'a. Ta zmiana była już bardziej inteligentna od poprzedniej, choć ja i tak wolałbym bardziej ujrzeć na boisku mimo wszystko Pavlyuchenkę.
W 78 minucie mogliśmy przestać marzyć o jakiejkolwiek zdobyczy punktowej, kiedy to błąd popełnił Alan Hutton (sic!), dając się ograć Rooney'owi, a temu nie pozostało nic innego jak w sytuacji sam na sam pokonać Cudiciniego, dodatkowo przepuszczając futbolówkę między jego nogami. Po tej bramce mecz praktycznie się skończył, bo Spurs nie stworzyli już sobie ani jednej akcji zaczepnej, która mogłaby tchnąć w nich nadzieję, że i z tej trudnej sytuacji da się jeszcze wyjść.
Tottenham przegrał dzisiaj nie dlatego, że Manchester był taki mocny, lecz dlatego, że zagrał bardzo słaby mecz, popełniając przy tym zbyt wiele kardynalnych błędów, po których gracze United dochodzili do groźnych sytuacji strzeleckich. Ludowa mądrość mówi: "miłe złego początki", i idealnie oddaje nam charakter dzisiejszego spotkania. "Koguty" zaczęły z wysokiego C, lecz potem stopniowo traciły impet, przegrywając ostatecznie, jak najbardziej zresztą zasłużenie, 1:3.
Składy:
Tottenham: Cudicini,- Corluka (69' Hutton), Bassong, King, Assou-Ekotto,- Lennon, Huddlestone, Palacios (46' Jenas), Keane (71' Kranjcar),- Crouch, Defoe
Ławka rezerwowych: Gomes, Hutton, Jenas, Bentley, Naughton, Kranjcar, Pavlyuchenko
Manchester Utd: Foster,- O'Shea, Ferdinand, Vidic, Evra,- Fletcher, Scholes, Anderson (81' Nani), Giggs,- Rooney, Berbatov (62' Carrick)
Ławka rezerwowych: Kuszczak, Owen, Carrick, Nani, Da Silva, Evans, Valencia
Żółte kartki:
Tottenham: Palacios 24', King 52',
Manchester Utd: Vidic 45', Scholes 51', 59',
Czerwone kartki:
Manchester Utd: Scholes 59'
Sędzia: Andre Marriner
Gole:
1:0 - Defoe 1'
1:1 - Giggs 25'
1:2 - Anderson 41'
1:3 - Rooney 78'
118 komentarzy ODŚWIEŻ