Słoneczne, niedzielne popołudnie okazało się nad wyraz udane dla kibiców Tottenhamu, rozsianych po całym świecie. Nie dość, że ich pupile w końcu rozpoczęli rozgrywki Premier League, to dodatkowo wygrali mecz. I to z nie byle jakim przeciwnikiem! Po trafieniach Assou-Ekotto i Sebastiena Bassonga, Spurs odprawili z kwitkiem drużynę, która w tym sezonie ma wygrać Premier League. Fani zasiadający na White Hart Lane mogli cieszyć się z trzech punktów, bo "Koguty" w pełni zasłużenie, pokonały wielki Liverpool!
Skład Tottenhamu na pierwsze ligowe spotkanie trochę różnił się od tego, jaki wszyscy sobie wyobrażaliśmy. Na środku pomocy zamiast wciąż narzekającego na ból łydki, Jermaine'a Jenasa wystąpił Tom Huddlestone, natomiast w ataku miast dopiero co sprowadzonego z Portsmouth Petera Croucha, kolejną szansę pokazania swoich strzeleckich umiejętności dostał Robbie Keane. Po raz pierwszy w barwach Tottenhamu w oficjalnym meczu Premier League od pierwszych minut wybiegł natomiast inny nowicjusz na White Hart Lane, czyli Sebastien Bassong. W jedenastce Liverpoolu również brakowało kilku podstawowych zawodników, a na ławce rezerwowych zasiadła grupka nieznanych szerokiej publiczności graczy, takich jak: Kelly czy Spearing.
Pierwsze dwadzieścia minut spotkania to zacięta walka o każdą piłkę zarówno ze strony zawodników Tottenhamu, jak i gości z Anfield. Żadna z drużyn nie potrafiła zdobyć przewagi, ani też stworzyć sobie dogodną sytuację strzelecką. Gra często przenosiła się spod bramki Gomesa na drugą stronę boiska, lecz nie wynikało z tego żadne zagrożenie. Obie drużyny starały się bardziej wybadać, niż już na samym początku zacząć punktować przeciwnika. Brak sytuacji strzeleckich sprawiał, że mecz na White Hart Lane na samym początku był dość nudnym widowiskiem, a jedynym wartym odnotowania momentem, było zderzenie się dwóch obrońców Liverpoolu, po którym Jamie Carragher wrócił na murawę z opatrunkiem na głowie.
Pierwszy strzał w kierunku bramki odnotowaliśmy w 29 minucie, kiedy to na uderzenie z dwudziestu pięciu zdecydował się Steven Gerrard. Na nasze szczęście futbolówka minęła słupek bramki. Odpowiedź Tottenhamu była natychmiastowa. Dośrodkowanie Lennona z prawej strony boiska w polu karnym przechwycił Luka Modric, który starał się dograć piłkę do jeszcze lepiej ustawionego Robbie'ego Keane'a, jednak strzał głową Irlandczyka instynktownie obronił Pepe Reina, ratując swój zespół przed pewną stratą bramki.
W 34 minucie kolejną znakomitą sytuację miał Keane. Wspaniałe prostopadłe podanie od Modricia trafiło właśnie do wpadającego w pole karne Robbie'ego, który zamiast uderzyć obok wychodzącego z bramki Reiny próbował go lobować, co niestety po raz drugi skończyło się niepowodzeniem. Tottenham udowadniał jednak tymi sytuacjami, że nie jest wcale drużyną gorszą od swojego rywala, a jeśli gracze Liverpoolu liczyli w dniu dzisiejszym na pewne trzy punkty, musieli nieco skorygować swój tok myślenia i zacząć się obawiać utraty jednego...
W 43 minucie rzut wolny przed polem karnym wywalczył Wilson Palacios. Do ustawionej 25 metrów przed bramką piłki podszedł Tom Huddlestone, lecz jego uderzenie wylądowało w murze. Do dobitki bardzo szybko zebrał się jednak Benoit Assou-Ekotto i pięknym, atomowym uderzeniem w prawy górny róg bramki Reiny, pokonał bramkarza Liverpoolu. Do przerwy Tottenham prowadził więc 1:0, będąc przy tym drużyną zdecydowanie lepszą od swojego bardziej utytułowanego rywala. Ekipa Rafy Beniteza nie pokazała nic szczególnego, co pozwoliłoby mi myśleć o tym, że na poważnie może w tym sezonie wyszarpać tytuł mistrza Anglii z rąk Manchesteru United. Brak Xabiego Alonso ewidentnie dawał się "The Reds" we znaki, a sama linia pomocy Liverpoolczyków funkcjonowała gorzej niż źle, czego najlepszym dowodem zupełna niewidoczność ich lidera, Stevena Gerrarda.
Drugą połowę lepiej rozpoczęła jednak drużyna gości, a Gerrard już w 49 minucie starał się pokonać Gomesa, lecz i to uderzenie gwiazdora Liverpoolu minęło słupek naszej bramki. Tottenham spróbował odpowiedzieć w 53 minucie, kiedy to na strzał sprzed pola karnego zdecydował się Wilson Palacios, którego zmierzające pod poprzeczkę uderzenie z największym wysiłkiem nad bramką przeniósł Pepe Reina.
W 55 minucie pozwoliliśmy Liverpoolowi na zbyt wiele. Znakomity rajd Glena Johnsona spowodował, że ściągnięty z Portsmouth Anglik wpadł w pole karne, gdzie został zupełnie bezmyślnie sfaulowany przez Heurelho Gomesa. Jedenastkę pewnie na bramkę zamienił Steven Gerrard, i cały wysiłek pierwszej połowy poszedł, wydawać by się mogło na marne...
Krótko jednak White Hart Lane musiało opłakiwać błąd Gomesa. Kolejny stały fragment gry w dniu dzisiejszym wykonywał Luka Modric. Do lecącej dobre 40 metrów futbolówki w polu karnym najwyżej wyskoczył debiutant, Sebastien Bassong, który strzałem głową pokonał Reinę, wyprowadzając tym samym swoją drużynę na prowadzenie.
W 65 minucie ładnie kilku graczy Liverpoolu przedryblował były zawodnik właśnie tej drużyny, czyli Robbie Keane, ale strzał naszego zawodnika nie bez problemów wyłapał bramkarz gości.
Trzy minuty później na murawie pojawił się drugi debiutant, którego obecność w pierwszych składzie awizowała chyba większość z nas. Na murawę wbiegł Peter Crouch. Anglik po raz pierwszy dostał możliwość pokazania się fanom Tottenhamu, zastępując bardzo aktywnego Robbie'ego Keane'a, któremu zdecydowanie brakowało dziś szczęścia, by utrzeć Rafie Benitezowi nosa.
W 73 minucie kolejny strzał na bramkę Tottenhamu oddał Gerrard, który po przerwie zmienił się nie do poznania. Nie tylko strzelił bramkę z rzutu karnego, ale był też (jak to zwykle bywa) motorem napędowym swojej drużyny, rozpoczynając praktycznie każdą akcję zaczepną Liverpoolu.
W 84 minucie na boisku w miejsce Luki Modricia pojawił się Jamie O'Hara. Zmiana ta udowodniła, że Harry Redknapp reaguje na boiskową sytuację. Chorwat, po części pewnie z wyczerpania, bardzo często nie nadążał za prawym obrońcą Liverpoolu, Glenem Johnsonem, dopuszczając tym samym do częstych dośrodkowań z lewej strony boiska.
Mimo, że "The Reds", jak mało która drużyna, potrafią przechylać szalę zwycięstwa w samej końcówce na swoją korzyść, wynik nie uległ już zmianie. Drużyna Harry'ego Redknappa zainkasowała dzisiaj jakże ważne trzy punkty w spotkaniu przeciwko Liverpoolowi, bardzo udanie rozpoczynając nowy sezon. Forma naszych zawodników również może cieszyć, bo pokazali oni dzisiaj na tle mocnego przeciwnika, że są w stanie wygrywać z najlepszymi. Oby tak dalej!
Składy:
Tottenham: Gomes,- Corluka, Bassong, King, Assou-Ekotto,- Lennon, Huddlestone, Palacios, Modric (84' O'Hara),- Keane (68' Crouch), Defoe (92' Pavlyuchenko)
Ławka rezerwowych: Cudicini, Hutton, Naughton, O'Hara, Bentley, Crouch, Pavlyuchenko
Liverpool: Reina,- Johnson, Carragher, Skrtel (75' Ayala), Insua,- Kuyt (79' Voronin), Gerrard, Mascherano, Lucas,- Babel (68' Benayoun), Torres
Ławka rezerwowych: Cavaleri, Voronin, Benayoun, Spearing, Kelly, Dossena, Ayala
Kartki:
Tottenham: Lennon 25', Gomes 55', Assou-Ekotto 67',
Liverpool: Mascherano 32', Skrtel 51', Carragher 58',
Sędzia: Phil Dowd
Bramki:
1:0 - Assou-Ekotto 44'
1:1 - Gerrard 55' (karny)
2:1 - Bassong 59'
85 komentarzy ODŚWIEŻ