Żeby wygrać na Old Trafford trzeba być albo bardzo dobrym zespołem, albo mieć masę szczęścia. Tottenhamowi do poziomu Manchesteru brakuje jeszcze sporo, a szczęście opuściło nas w drugiej połowie. No bo co więcej można napisać po meczu, który przegrywa się 5:2?
Przez pierwsze kilka minut od rozpoczęcia gry z boiska wiało nudą. Tottenham zaczął zdecydowanie za bardzo cofnięty na własną połowę, czyhając na dobrą okazję do kontrataku, natomiast Manchester próbował zawiązać jakąkolwiek groźną akcję zaczepną, jednak we wszystkich zagraniach graczy gospodarzy brakowało jednego - precyzji, co było chyba najważniejszą przyczyną bardzo kiepskiego otwarcia spotkania przez obie drużyny.
W 7 minucie strzał głową Benta z najbliższej odległości po dośrodkowaniu Lennona bardzo szczęśliwie obronił Van Der Sar. Ta sytuacja pokazała jednak gwiazdorom ManU, że goście nie przyjechali tutaj bronić bezbramkowego remisu, a chcą wywalczyć pełną pulę.
W 15 minucie na uderzenie ze znacznej odległości po indywidualnej akcji zdecydował się portugalski pomocnik "Czerwonych Diabłów" Nani, jednak piłka o dobre kilka metrów minęła poprzeczkę bramki strzeżonej przez Gomesa.
4 minuty później groźnie było pod naszą bramką. Na strzał z rzutu wolnego z ponad 30 metrów zdecydował się nie kto inny, jak Cristiano Ronaldo. Piłka podskoczyła jeszcze przed Gomesem dodatkowo utrudniając mu interwencję. Na szczęście Brazylijczyk nie popełnił większego błędu, i mimo, że najpierw sparował piłkę do boku, to po chwili do niej podbiegł i pewnie złapał w ręce. Niestety, od tego momentu przewaga Manchesteru stawała się coraz bardziej wyraźna.
W 24 minucie ładnym zwodem na wysokości pola karnego popisał się Nani. Dośrodkowaną przez niego piłkę głową uderzył Ronaldo, jednak i tym razem futbolówka minęła naszą bramkę.
Zdążyło upłynąć zaledwie 120 sekund a następną okazję z rzutu wolnego miał Ronaldo. Na nasze szczęście jego mocny strzał, tym razem z 25 metrów, trafił w dobrze ustawiony mur. Po chwili na uderzenie z pierwszej piłki zdecydował się Rooney, jednak i on dzisiejszego dnia nie ustawił sobie zbyt dobrze celownika.
Znane powiedzenie mówi, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Sir Alex Ferguson i jego drużyna na własnej skórze przekonali się o bolesności tej piłkarskiej prawdy. Z prawej strony piłkę w pole karne dośrodkował Corluka. Tam, ni stąd ni zowąd, dopadł do niej Darren Bent. Jego pierwsze uderzenie zostało jeszcze zablokowane przez Vidicia, jednak dobitka nie pozostawiła złudzeń. Tottenham prowadził na Old Trafford od 29 minuty 1:0 po trafieniu angielskiego napastnika gości!
Po chwili znowu mogliśmy podnieść ręce w geście tryumfu i głośno krzyknąć "JEST!". Tym razem prawym skrzydłem popędził Aaron Lennon. Jego dośrodkowanie trafiło do Modricia, który przyjął sobie futbolówkę na klatkę piersiową i nie zastanawiając się długo huknął jak z armaty w kierunku bramki. Van Der Sar nie miał żadnych szans, a sensacja, dosłownie, wisiała w powietrzu. Kibice Manchesteru oniemieli, nie dowierzając w to co się stało, natomiast chóralne śpiewy fanów Spurs słychać było zapewne w promieniu kilku kilometrów od stadionu.
United rzucili się do odrabiania strat, bo przecież nic innego im nie pozostało. W 36 minucie na strzał sprzed pola karnego zdecydował się Darren Fletcher, jednak Gomes nie dał się zaskoczyć.
Dwie minuty później kolejną sytuację z rzutu wolnego miał Ronaldo. Najpierw jednak trafił w mur, a dużo groźniejszą dobitkę koniuszkami palcy na rzut rożny wybił Gomes. To była jedna z tych interwencji, które powinny kandydować do nagrody: "save of the season".
Po chwili Brazylijczyk znów uchronił nas przed stratą bramki, tym razem broniąc uderzenie zawodnika gospodarzy z odległości 7 metrów. W tym okresie gry zdecydowanie zbyt często pozwalaliśmy graczom "Czerwonych Diabłów" przebywać z piłką pod naszym polem karnym.
Tottenham pod koniec pierwszej połowy ograniczał się do fauli i mocnych wybić futbolówki z własnej "szesnastki". Manchester natomiast z każdą kolejną minutą atakował coraz groźniej. Nie było się jednak czemu dziwić; gospodarze przegrywali na własnym boisku 0:2 i marzenia o tytule mistrzowskim jakby zaczęły przeciekać im przez palce.
Pierwsza groźna sytuacja drugiej połowy miała miejsce w 52 minucie. W polu karnym piłka trafiła do niepilnowanego Rooney'a, jednak ta kolejny raz nie chciała wpaść do bramki Tottenhamu.
Za moment znów z opresji musiał ratować nas Gomes. Po wymianie futbolówki między Ronaldo i Tevezem na strzał zdecydował się ten drugi, jednak rozgrywający znakomity mecz brazylijski goalkeeper nie dał się zaskoczyć. Tottenham po strzeleniu dwóch bramek zdecydowanie za bardzo cofnął się, oddając pole gry zawodnikom gospodarzy, którzy nie mieli większych problemów ze stwarzaniem sobie kolejnych sytuacji.
W 56 minucie dość kontrowersyjną decyzję podjął sędzia Howard Webb, tak nie lubiany przez Polaków od czasów Mistrzostw Europy. Do prostopadłej piłki zagranej w nasze pole karne wyskoczył Carrick, który został zdaniem arbitra sfaulowany przez Gomesa. Powtórki nie pozwoliły jednoznacznie określić kto miał rację, jednak mimo wszystko upierałbym się przy zdaniu, że błąd popełnił pan Webb. Do ustawionej 11 metrów przed bramką piłki doskoczył Ronaldo, strzelając, niestety, kontaktowego gola. Od tego momentu rozpoczęła się "kogucia tragedia"...
W 66 minucie mieliśmy już remis. Piłka bardzo szybko przedostała się z połowy Manchesteru pod bramkę Tottenhamu, a Wayne Rooney strzałem w krótki róg pokonał źle ustawionego tym razem Gomesa.
A później Tottenham odpłynął zupełnie... Nie chcę pastwić się nad Wami i nad samym sobą, więc nie będę dokładnie opisywał tego co stało się na przestrzeni kilku chwil w drugiej połowie. Ja osobiście tego nie rozumiem, i chyba długo nie uda mi się pojąć tego umysłem. Spurs już po stracie pierwszego gola przestali zupełnie grać w piłkę, co skrzętnie wykorzystała ekipa gospodarzy. Dwie minuty po wyrównaniu Manchester już cieszył się z prowadzenia, a strzelcem gola został Cristiano Ronaldo, natomiast w 70 minucie czwartą bramkę dla "Czerwonych Diabłów" zdobył Rooney.
Koszmar Tottenhamu nie chciał się jednak szybko skończyć. W 79 minucie piątą bramkę dla Manchesteru strzelił Dimitar Berbatov. Gdyby nasza obrona grała lepiej do tej sytuacji z pewnością by nie doszło. Ale tak to już jest, kiedy odpuszcza sobie krycie najważniejszych zawodników rywali. Wartym jednak dodania jest fakt, że po trafieniu Bułgar nie okazywał swojej radości spowodowanej strzeleniem bramki. Okazuje się jednak, że pozostało w nim coś z "Koguta".
Rozmiary porażki mógł zmniejszyć Robbie Keane, jednak nie wykorzystał on sytuacji sam na sam w 84 minucie. Na minus zaskoczył również Harry Redknapp, który spróbował coś zmienić dopiero w 86 minucie, kiedy wynik był już dawno ustalony.
Tottenham rozegrał bardzo słabą drugą połowę i kiepski mecz. Dwubramkowe prowadzenie z pewnością rozbudziło apetyty kibiców "Kogutów", a naszych zawodników ewidentnie rozkojarzyło. Gracze gości zapomnieli o jednej ważnej prawdzie: mecz piłkarski kończy się po 90 minutach. Podrażniony Manchester pokazał wszystkie swoje zalety, zwyciężając pewnie; zwyciężając zasłużenie, ukazując przy okazji wszystkie nasze mankamenty. A najgorsze jest to, że tych skaz jest zdecydowanie za dużo...
Składy:
Tottenham: Gomes,- Corluka, Assou-Ekotto, Woodgate, King,- Lennon, Jenas, Palacios, Modric (86' Bale),- Keane (86' Huddlestone), Bent
Manchester: Van Der Sar,- Evra, Ferdinand, Vidic, Da Silva (70' O'Shea),- Ronaldo, Carrick, Nani (46' Tevez), Fletcher (62' Scholes),- Berbatov, Rooney
Żółte kartki:
Tottenham: 38' Woodgate, 41' Jenas, 56' Gomes
Manchester: 59' Tevez, 64' Scholes, 69' Ronaldo
Bramki:
0:1 29' Bent
0:2 32' Modric
1:2 56' Ronaldo
2:2 66' Rooney
3:2 68' Ronaldo
4:2 70' Rooney
5:2 79' Berbatov
Sędzia: Howard Webb
57 komentarzy ODŚWIEŻ