Spurs rozegrali następne spotkanie z podtekstem. Tydzień temu sentymentalny powrót na WHL odbył Tim Sherwood. Dziś w jego ślady poszedł Pochettino, jednak Argentyńczyk nie zgarnął pełnej puli punktów. Spurs ostatecznie zremisowali z Southampton FC 2-2.
Ostanie mecze THFC mają chyba jeden ważny cel. Wystawić w witrynie z dużym znakiem „SALE” kilku zawodników, którzy nie spełniają oczekiwań trenera. W poprzedni weekend taką szanse dostał Paulinho a tym razem notesy skautów pewnie miał otwierać Lamela.
W zapiskach łowców talentów na pewno nie znajdzie się Ben Davies, który w 29 minucie zapracował do spółki z Mason-em na bramkę. G. Pelle i 1-0 dla gospodarzy. Gol ten jest wizytówką naszych poczynań w formacji defensywnej w tym i poprzednim sezonie. Dawanie prezentów jest dla nas tak naturalne i proste, że D. Levy powinien się zastanowić czy w logo klubu nie powinien być renifer na piłce zamiast koguta.
Wyrównanie padło w 43 minucie. Z boku wrzuca E. Dier – Kane przedłuża głową – Lamela uderza … ręką (Boga) i mamy remis.
Druga połowa utwierdziła nas w przekonaniu, że grała 6 i 7 drużyna ligi. Mecz bardzo wyrównany. Najgorszy piłkarz na boisku w drużynie gości (BD – na więcej nie zasługuje) wybija niefortunnie – dwa podania – główka G. Pelle i 2-1.
Na szczęście Spurs mają w składzie powracającego do formy belgijskiego skrzydłowego, który w 70 minucie strzałem z dużego kąta ustalił wynik na 2-2. Chadli - bo o nim mowa – pokazał po raz kolejny, że ma „papiery” na grę w drużynie z WHL.
Ważnym odnotowania jest fakt, że na placu gry w 83 minucie pojawił się M. Dembele i zagrał to co potrafi najlepiej. Co chwilę kilku zawodników ‘’ Swiętych” prosiło o litość, kiedy nasz pomocnik rozbijał ich fizycznie i w efekcie psychicznie.
7 komentarzy ODŚWIEŻ