Na ten mecz wszyscy czekali z zapartym tchem, bo derby północnego Londyny nigdy nie zawodzą, jeśli chodzi o sportowy spektakl. Tak samo było i tym razem. Po pasjonującym meczu, Koguty rozprawiły się z rywalem zza miedzy i tym samym przeskoczyły Arsenal w tabeli Premier League.
Od samego początku Tottenham rzucił się do "gardeł" piłkarzy Kanonierów. Widać było komu bardziej zależało, żeby ten mecz wygrać. Koguty dyktowały tempo gry, a Arsenal ograniczał się do sporadycznych kontrataków.
W 11 minucie pojedynek biegowy z Welbeckem przegrał Danny Rose. Welbeck podał do Giroud, a ten skiksował uderzenie na bramkę. Niestety z beznadziejnego strzału, zrobiło się bardzo udane podanie do Ozila, który przyłożył tylko stopę i umieścił piłkę w siatce. Jak się później okazało, reprezentant Niemiec był na pozycji spalonej, sędzia jednak uznał bramkę.
Koguty nie podłamały się straconym golem. Niesieni dopingiem publiczności na White Hart Lane, rzucili się do odrabiania strat. Kilkakrotnie byłi naprawdę blisko, ale dobrze spisywał się bramkarz Kanonierów Ospina. Na lewej flance całkiem nieźle pogrywał sobie Rose, który bardzo chciał zmazać plamę z 11 minuty.
Po przerwie Koguty jeszcze bardziej podkręciły tempo, a Arsenal coraz rzadziej opuszczał własną połowę. W 57 minucie wysiłek się opłacił, bo Harry Kane doprowadził do wyrównania. Kolejny już rzut rożny dla Tottenhamu wykonał Lamela. Piłkę otarła się o rękawice Ospiny i spadła pod nogi napastnika gospodarzy. Kane znów udowodnił, że ma nosa w polu karnym i potrafi przewidzieć gdzie spadnie piłka. Szybki strzał i euforia na White Hart Lane.
Koguty po bramce nie spoczeły na laurach, wiedząc, że są drużyną lepszą, szukały bramki na 2-1. Bardziej zmobilizował sie Arsenal. Piłkarze Wengera też chcieli poszukać swojej zwycięskiej bramki. Ostatecznie to Tottenham miał lepsze szanse. Gospodarze ostrzeliwali bramkę Kanonierów, wielkorotnie spychając gości do rozpaczliwej obrony.
Gdy na zegarze zbliżała się 85 minuta, wszyscy zebrani na White Hart Lane, zaczęli spoglądać w stronę Eriksena, więdząc do czego zdolny jest duński czarodziej. Jednak nie on odegrał kluczową rolę. Koronę króla końcówek tego popołudnia, skradł mu Harry Kane. Anglik świetnie wyszedł do dośrodkowania Bentaleba. Na chwilę zawisł w powietrzu, czekając na piłkę. Przymierzył na dalszy słupek, a Ospina tylko odprowadził wzrokiem futbolówkę do siatki.
Jakże prawdziwe jest powiedzenie, że życie pisze najlepsze scenariusze. Nic tak nie cieszy kibiców jak zwycięstwo nad największym rywalem zza miedzy. Radości nie krył też Kane, emocjonalenie związany z klubem, powiedział, że nie zapomni tego meczu do końca życia.
Spurs: Lloris, Walker, Vertonghen, Dier, Rose, Mason (Paulinho 90+4), Bentaleb, Lamela (Stambouli 89), Dembele (Chadli 75), Eriksen, Kane.
Arsenal: Ospina, Bellerin, Mertesacker, Koscielny, Monreal, Coquelin (Akpom 89), Cazorla (Rosicky 68), Welbeck (Walcott 78), Ramsey, Ozil, Giroud.
Bramki: Spurs – Kane 56, 86; Arsenal – Ozil 11.
Żółte kartki: Spurs – Kane, Mason; Arsenal – Monreal, Welbeck, Koscielny, Giroud, Ramsey.
Arbiter główny: Martin Atkinson.
Frekwencja: 35,659.
35 komentarzy ODŚWIEŻ