Tottenham po raz kolejny za kadencji Tima Sherwooda zwyciężył ligowy mecz i zrównał się punktami w tabeli z czwartym Liverpoolem.
Spurs wyszli na dzisiejsze spotkanie lekko przeorganizowani. Nasz coach postanowił zmienić nieco ustawienie decydując się na jednego napastnika wspieranego przez trzech ofensywnych pomocników, w ten sposób na miejsce Soldado wskoczył Nacer Chadli, poza tym niespodziewanie szybko do zdrowia wrócił Walker i ponownie zajął miejsce na prawej flance obrony.
Tottenham już tradycyjnie zaczął dość ospale i pozwolił się przez dobre pół godziny wyszaleć gospodarzom. Drużyna Swansea mimo, że bez: Michu, De Guzmana, Worma, Hernandeza i Dyer'a i tak sprawiła nam sporo kłopotu, a to głównie za sprawą Bony'ego i Shelveya. Wspomniane pierwsze pół godziny meczu to wyraźna przewaga w posiadaniu piłki i sporo groźnych strzałów z dystansu. Trzykrotnie groźnie uderzał Shelvey, a piłka po strzale Bony'ego uderzyła nawet w poprzeczkę - Lloris był w tej sytuacji bezradny.
Jednakże, jak przed tygodniem Tottenham po 30 minutach jakby "nauczył" się rywala i zaczął prezentować to co najlepsze w swojej grze. Pierwszy strzał Tottenhamu zakończył się zdobyciem bramki, Eriksen otrzymał podanie od Lennona i z narożnika pola karnego dośrodkował na piąty metr tak dokładnie że Adebayorowi pozostało tylko przystawić głowę.
Strzelona bramka dodała Tottenhamowi jeszcze więcej animuszu, za chwilę po składnej akcji w polu karnym przed świetną okazją stanął Chadli, niestety przenosząc piłkę nad bramką gospodarzy.
Druga połowa to już festiwal gry Spurs, Swansea próbując zaatakować tylko narażała się na groźne kontry Kogutów. Po jednej z takich akcji świetnie w uliczkę Walkera wypuścił Dawson, a Kyle ostro dośrodkował, mimo że pod samą bramką nie miał kto sfinalizować akcji obrona Swansea interweniowała tak niefortunnie, że Chico Flores sam wbił piłkę do własnej bramki.
Chwilę później w wybornej okazji nie wykorzystał Dembele, który wyszedł sam na sam z Tremmelem, niestety zamiast podać Adebayorowi do pustej bramki postanowił sam oddać strzał, minimalnie trafiając obok słupka.
To co zepsuł Dembele poprawnie rozwiązał Danny Rose, który w wyniku kontrataku znalazł się pod bramką Swansea i podaniem obsłużył Adebayora, a ten wygrał pojedynek sam na sam z niemieckim bramkarzem gospodarzy. Warto dodać, że akcję zainicjował dobrym przyjęciem i podaniem Sigurdsson, który zastąpił na boisku Chadliego.
Bramka honorowa padła dla Łabędzi po dość przypadkowej akcji w naszym polu karnym, obrońcy Spurs nie potrafili skutecznie wyekspediować futbolówki, która w końcu trafił do Bony'ego, a ten ładnym sytuacyjnym strzałem umieścił ją obok słupka naszej bramki.
Swansea poderwała się jeszcze do ataku ale nie byli w stanie zagrozić dobrze dysponowanym tego dnia zawodnikom Spurs, którzy wygrywając 5-ty wyjazdowy mecz z rzędu, pobili przeszło 50 letni rekord.
Swansea: Tremmel; Rangel, Flores, Williams, Davies; Routledge, Amat, Britton, Pozuelo, Shelvey (Lamah, 51); Bony. Rezerwowi: Cornell, Taylor, Tiendalli, Vazquez, Richards, Donnelly.
Spurs: Lloris; Walker, Chiriches, Dawson, Rose; Lennon (Naughton, 79), Bentaleb, Dembele, Eriksen, Chadli (Sigurdsson, 71); Adebayor. Rezerwowi: Friedel, Capoue, Holtby, Defoe, Soldado.
Gole: Swansea - Bony (78). Spurs - Adebayor (35, 71), Flores own goal (53).
Żółte kartki: Swansea - Amat, Bony. Spurs - Rose.
Arbiter: Mr M Atkinson.
Publiczność: 20,769.
73 komentarzy ODŚWIEŻ