Zapamiętaj mnie Zapomniałeś hasło?

Daniel Levy - prezes, który uczy się na błędach

11 marca 2011, 18:27, Tomasz Wasak
Nie wszystko, co dotkniemy w naszym życiu, z marszu zamieniamy w złoto. Przeważnie droga do sukcesu nie jest usłana różami. Wiele porażek, błędnych decyzji i krytyka z niemal każdej strony. Prawdziwym osiągnięciem jest umieć z popełnianych błędów wyciągnąć odpowiednie wnioski. Człowiekiem, który ze swoich kiepskich decyzji potrafił wyjść z podniesionym czołem, dla którego czas był przychylny, jest prezes Tottenhamu Hotspur, Daniel Levy. Mija 10 lat jego prezesury i śmiało można powiedzieć, że z klubu, który pogrążony był w jednym z najgłębszych kryzysów w swojej historii, Tottenham stał się klubem, którego zawodników wkrótce będziemy mogli wymieniać wśród największych piłkarzy w całej długiej i zakręconej historii "Spurs".

Levy od samego początku nie miał lekko. Przejmował klub w 2001 roku po Alanie Sugarze,który opisał swój pobyt w Tottenhamie jako "najgorzej stracony czas w swoim życiu". Dziesięć lat Sugara na stołku prezesa Tottenhamu nijak ma się do dziesięciu lat Daniela Levy'ego. Sugar opuszczał klub, gdy naszpikowany angielskimi gwiazdorami Tottenham, walczył nie tylko z problemami finansowymi, ale także o byt w angielskiej Premiership. Nowy prezes "Kogutów" musiał zacząć budować wszystko od początku - począwszy od zdrowej atmosfery w klubie, skończywszy na finansach.

Pierwszym krokiem było zwolnienie znienawidzonego przez wszystkich kibiców Tottenhamu menedżera Gheorge'a Grahama - byłego zawodnika Arsenalu. Graham nie dogadywał się z piłkarzami, preferował nudny i defensywny futbol, co doprowadziło do konfliktu z kibicami i ostatecznej dymisji. Daniel Levy wiedział co zrobić, by naprawić atmosferę w klubie i zatrudnił na stanowisku menedżera prawdziwego "Koguta" Glenna Hoddle'a.

Sytuacja w klubie poprawiała się z każdym miesiącem. Ustalony został pułap płac dla najlepszych zawodników na poziomie 40 tysięcy funtów, dzięki czemu kondycja finansowa Tottenhamu wracała na nogi. Poziom piłkarski klubu jednak wciąż był mizerny. Hoddle okazał się słabym menedżerem. Levy był pod presją kibiców, aby zatrudnić menedżera ze znanym nazwiskiem. W końcu ugiął się i zatrudnił Jacquesa Santiniego, a jednocześnie podpisał kontrakt z dyrektorem sportowym PSV Frankiem Arnesenem, który wynalazł takie piłkarskie talenty jak Ronaldo, Stam czy Robben.

Historia Santiniego na WHL była krótka, trwała jedynie kilkanaście spotkań. Oficjalnie odszedł z powodów osobistych, jednak za kulisami mówiło się o konflikcie właśnie z Arnesenem. Daniel Levy ufał Duńczykowi i postanowił jemu powierzyć misję budowy Tottenhamu. Niestety wkrótce za 5 milionów funtów podkupiła go Chelsea i Tottenham został z nieznanym nikomu menedżerem Martinem Jolem, a parę miesięcy później londyński klub związał się z byłym scoutem Arsenalu Damienem Comollim, który objął stanowisko dyrektora sportowego "Kogutów".

Holenderski menedżer Martin Jol okazał się bardzo dobrym wyborem Levy'ego. Były szkoleniowiec m.in. RKC Waalwijk preferował ofensywny styl gry, otwartą grę i brak przesadnej kombinacji taktycznej. "Kogutom" pasowało to jak ulał. Problemy ponownie zaczęły się od relacji menedżer-dyrektor sportowy. Martin Jol po zwolnieniu skarżył się, że Comolli sprowadzał wielu zawodników, o których nie miał pojęcia i w wielu przypadkach zbędnych. Słowa Jola potwierdził obecny menedżer Tottenhamu Harry Redknapp twierdząc, że Comolli sprowadził całą masę piłkarzy, jednak z których sklecenie sensownej drużyny graniczyło z cudem. W 2007 roku Daniel Levy ponownie ugiął się i sprowadził menedżera z nazwiskiem. Tym razem wybór padł na Juande Ramosa.

Hiszpańskiego szkoleniowca nikomu przypominać nie trzeba. Wybitny taktyk, otaczający się całą masą trenerów od przygotowania fizycznego i dietetyków, jednak człowiek, nieznający kompletnie angielskich realiów oraz co gorsza, języka. Lewy obrońca Tottenhamu Benoit Assou-Ekotto po zwolnieniu Ramosa zakpił z niego twierdząc, że Hiszpan chciał z nich zrobić drużynę grającą jak panienki. Skończyło się to prawie spadkiem Tottenhamu do Championship. Daniel Levy zrozumiał swój kolejny błąd i pozbył się nie tylko nieprzydatnego w Londynie Ramosa, lecz także Comolliego, dyrektora sportowego, który błędów popełniał stanowczo za dużo.

Jeżeli prezes Tottenhamu usiadł i przeanalizował lata, w których Tottenham grał najlepiej, zdecydowanie był to okres, w którym w klubie rządził Martin Jol, po pozostałościach Franka Arnesena. Jolowi nie brakowało odwagi w atakowaniu, nie brakowało mu humoru, który kibice Tottenhamu uwielbiają, jednak brakowało mu opanowania i przede wszystkim - zawodników. Współpraca z Damienem Comollim nie układała się kolorowo, ponieważ młody dyrektor chciał w Tottenhamie zaadaptować metody z Arsenalu, które na naszym podwórku sprawdzały się mizernie. Daniel Levy postanowił więc nie eksperymentować z kolejnym dyrektorem sportowym i sięgnął po człowieka, którego wiedza i kontakty w angielskim futbolu są olbrzymie. Mowa tu rzecz jasna o Harrym Redknappie. Powierzono mu funkcję menedżera Tottenhamu, a także dano wolną rękę w doborze ludzi, z którymi chce pracować. Redknapp zatrudniał scoutów i dyrektorów, którzy odpowiadali jego koncepcji, zrezygnował z utrzymywania drużyny rezerw, twierdząc, że zawodnicy z tych spotkań nic nie wynoszą i gra tam jest dla nich złem koniecznym. Z menedżera, który w świetnym stylu utrzymał drużynę w lidze, stał się głównym dowodzącym całym Tottenhamem. Współpracownicy Redknappa twierdzą, że menedżer "Kogutów" nie żyje praktycznie niczym innym, jak tylko klubem. Piłkarze, którzy z nim pracowali chwalą go praktycznie bez wyjątków. Ponownie jak u Jola, brakuje żelaznej taktyki, a główną siłą napędową Tottenhamu jest ambicja i jedność zespołu, połączona z olbrzymimi umiejętnościami piłkarzy. Redknapp po przyjściu do Londynu powiedział: "Mam tu świetną drużynę. Nie potrzebuję wielu transferów. Dajcie mi czas, a zrobię z tego zespołu drużynę na miarę gry w Lidze Mistrzów."

Dziś cały świat zobaczył Tottenham na własne oczy w Lidze Mistrzów. Ćwierćfinał CL dla debiutanta, to osiągnięcie wręcz niesłychane. Jednak nie powinno dziwić kibiców Tottenhamu. W końcu "Koguty" jako debiutanci wygrali Puchar UEFA i Puchar Zdobywców Pucharów. Wygranie Ligi Mistrzów wydaje się jednak wciąż marzeniem, choć w tym momencie wcale nie nieosiągalnym. Historia ostatnich dziesięciu lat Tottenhamu pokazuje, że możemy się spodziewać wszystkiego. Nawet finału na Wembley.

Jak zatem oceniać prezesa Daniela Levy'ego? Czy mógł więcej. Malkontenci odpowiedzą, że tak. Że popełniał zbyt wiele błędów, wydawał niepotrzebnie pieniądze na dziwne transfery, rezygnował przedwcześnie z menedżerów. Jednak prawda może być zupełnie inna. Levy z Tottenhamu chce zrobić wielki klub, jednak jako prezes piłkarskiego klubu, uczył się z każdym kolejnym rokiem. Konsekwentny był jedynie w tym, na czym zna się jak mało kto, czyli na ekonomii. Odkąd został prezesem "Kogutów", na finanse nie narzekaliśmy ani razu. Średnie najwyższe płace dla zawodników urosły przeszło dwukrotnie od momentu, gdy został prezesem, a nie ucierpiała na tym jego polityka. Wciąż jednak i on, i Redknapp powtarzają, że rozwój Tottenhamu uzależniony jest od rozbudowy stadionu, który zagwarantowałby większe pensje dla zawodników. W obecnej sytuacji nie ma o tym mowy. Jeśli do tego dojdzie, możemy być pewni, że "Koguty" pozostaną w angielskiej czołówce na następne lata i nie będziemy musieli modlić się o biznesmena z Kuwejtu czy Arabii.

Jednak co po Redknappie? Czy Levy nie popełni kolejnego błędu? Jeśli wyciągnął odpowiednie wnioski, za pewne nie. O kogoś takiego jak Redknapp będzie mu ciężko. Być może powróci znów do funkcji dyrektora sportowego, jednak ściśle powiązanego myślą piłkarską z menedżerem. Pewne jest to, że nie pokusi się na byle kogo z nazwiskiem, a już na pewno nie na kogoś z nazwiskiem, nie znającego realiów angielskiej piłki i nie pasującego stylem do tego, co chce prezentować sobą taki klub jak Tottenham i czego my, kibice Tottenhamu chcemy oglądać. Za wiele ma do stracenia, a przez dziesięć lat na White Hart Lane zobaczył już praktycznie wszystko.
Źródło: własne

39 komentarzy ODŚWIEŻ

Barometr
15 marca 2011, 18:08
Liczba komentarzy: 5046
Nie mówię, że O'Neill to byłby zły wybór. Tylko taki trochę ryzykowny. Jeśli chodzi o składy to teraz varba to nie ma porównania. Piłkarze Tottenhamu dojrzali i są zdecydowanie lepsi, ale kiedyś zaczynaliśmy z poziomu Aston Villi. Young oczywiście, Petrov, Downing, Dunne, Cuellar, Agbonlahor, Friedel, a wcześniej Milner, Barry, Laursen to była drużyna, która mogła przy odrobinie szczęścia awansować do LM. Im nie wyszło, nam tak i Aston Villa się zatrzymała, a my poszliśmy do przodu. Podobał mi się styl w jakim grali (taki zbliżony do Tottenhamu), ale zdecydowanie nikt mnie chyba nie przekonana, że jest ktoś lepszy dla nas na rynku od Hiddinka.
0
varba
15 marca 2011, 03:17
Liczba komentarzy: 4468
Różnica jest taka że Benitez zna język więc może dogadać się z piłkarzami i ma doświadczenie w Premier League. Z wsparciem jakie oferuje Levy mógłby spokojnie pracować i jestem pewny że sukcesy pojawiłyby się na horyzoncie. Może nie od razu bo jednak nauczenie naszych piłkarzy zagadnień i dyscypliny taktycznej troche by zajęło. Wydawało się że jest źle z Liverpoolem jak Benitez ich trenował, ale co się stało jak odszedł dało do myślenia że jednak nie jest takim złym trenerem i klub ma poważne kłopoty wewnętrzne. Barometr Ferguson by ligi nie zwojował z Aston Villa. Mają budżet mniejszy od naszego. Trudno mieć pretensje że zatrudniał przeciętnych piłkarzy, skoro nawet po sprzedaży Milnera za grubą kasę nie dostał pensa na piłkarzy. O'neill chyba nie był taki zły skoro tak doświadczony trener jak Houllier ma problemy z ich utrzymaniem, a O'neill grał co roku w lidze europejskiej. Mówisz że miał niezłą drużynę, ilu piłkarzy Aston Villa widzisz w pierwszym składzie Tottenhamu. Chyba tylko jeden Young, no i Walker, ale to nasz piłkarz
0
Barometr
15 marca 2011, 01:39
Liczba komentarzy: 5046
no tak ginola - zapędziłem się :) oczywiście chodziło na odwrót, choć wydaje mi się, że Ramos jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.
0
DADI
14 marca 2011, 21:19
Liczba komentarzy: 172
To kiedy powstały nie ma znaczenia, PSG istnieje prawie 100 lat krócej niż Tottenham, a sukcesów ma więcej albo przynajmniej tyle samo. Jednak w ostatnich latach jedyne w czym błyszczą to w Pucharach. W lidze dno, dno, dno.
0
DADI
14 marca 2011, 19:46
Liczba komentarzy: 172
Chciałeś chyba jednak napisać, że Ramos to taka podróbka Beniteza, tak? Jeśli chodzi o koncert życzeń - z realistycznych to Hiddink i Quique. Oczywiście jeszcze Lippi, ale chyba zakończył karierę. Z mniej realistycznych - skur***yna nienawidzę, ale jednak Mourinho, Benitezem też bym się nie rozczarował. Aha, Paweł. Jeśli chodzi o tych gigantów, to z tym PSG i Napoli raczej na odwrót. Sukcesy prawie identyczne, ale nie zapominaj, kiedy oba kluby powstały. Wiem, że wiesz ile lat ma PSG, ale większość ludzi jak się dowiaduje to jest bardzo zdziwiona.
0
Barometr
14 marca 2011, 11:48
Liczba komentarzy: 5046
Na pewno nie Holloway po Redknappie. Tak jak już tu było napisane - jeden sezon, jeszcze nie skończony wiosny nie czyni. Gra Blackpool w tym sezonie - różna, taktyki tam nie ma, tylko walka, co może i dobrze pasuje w porównaniu z Redknappem, ale mi się wydaje, że Blackpool zaskoczyło na jeden sezon i w przyszłym już nie będziemy musieli tego oglądać. Prędzej Owen Coyle - on już od dłuższego czasu radzi sobie całkiem nieźle. Poza tym - na pewno nie Benitez. Jak słusznie zauważył Paweł - to taka podróbka Ramosa. Jak to się skończyło u nas - wszyscy wiemy. Poza tym Interu za Beniteza nie dało się oglądać, ale w ogóle ligi włoskiej nie da się oglądać. Ponadto - Martin O'Neill wydaje się, że papiery na trenowanie ma, ale z Aston Villą jakoś nigdy ligi nie zawojował specjalnie, a tam niezła drużyna powstała. David Moyes to samo. Duże ryzyko byłoby z Klinsim, ale ja mam taki szacunek do tego co on wyprawiał na WHL, że pewnie bym chciał zobaczyć co z tego wyniknie. Na pewno ryzykanckie, ale jakoś mi się bardzo filozofia podoba - Michaela Laudrupa. Kiedyś genialny piłkarz, teraz obiecujący trener. No ale najbardziej bym chciał i nie sądzę, że to takie niemożliwe - Guusa Hiddinka. To byłoby coś! Choć skończy się pewnie na Moyesie, co niekoniecznie musi być złe.
0
adipetre
13 marca 2011, 13:05
Liczba komentarzy: 1263
Varba, jestem przekonany ze Holloway czy Blackpool spadnie czy nie, zostanie w elicie, bo takich szkoleniowcow jest niewielu. Ja jestem stanowczo na NIE jesli chodzi o O'Neilla, wad ma mnostwo, przede wszystkim jego zespoly na ogol graly prymitywny futbol, wiec pewnie u niego Crouch gralby w podstawie nawet jesli bysmy sprowadzili Teveza. Hiperbola. Druga sprawa to jego zaslepienie w graczy z Wysp i ich nieodpowiednia selekcja, oddal za grosze Cahilla, ktory dzis jest czolowym stoperem PL, bo w bardziej mu sie podobali Dunne i Collins, zapewne dlatego ze lepiej kopia na 60 m, zamiast za grosze wziac goscia z kontynentu wolal wywalic 10 mln funtow na nikomu nieznanemu Curtisa Daviesa. No i wreszcie te zamykanie sie na 13-14 graczy, prawdopodobnie gdyby przyszedl musielibysmy sie pozbyc polowy kadry. Podejrzewam ze u niego tez wielu szans nie dostaliby nasi mlodziezowcy, jak ten facet mogl nie dostrzec Albrightona, Clarka czy Delfouneso?
0
Wujo
13 marca 2011, 12:11
Liczba komentarzy: 513
To czy się uczy na błędach zobaczymy w najbliższym czasie tj.:kwestia stadionu i...miejsce przygotowań do sezonu. Na chwilę obecną to według mnie obserwowaliśmy lekkie objawy "sodówki" spowodowanej awansem do LM.
0
varba
13 marca 2011, 09:40
Liczba komentarzy: 4468
no jeśli chodzi o Beniteza to jestem stanowczo na nie. Jeśli w naszym klubie sprawdza się w roli trenera taka osoba jak Redknapp, to powinno się szukać jego lepszej wersji, a Benitez mimo wszystko, to lepsza wersja Ramosa, a nie Redknappa. Najlepiej było widać różnicę teraz w Interze, gdy Inter opuścił Mourinho, człowiek który oprócz taktyki, był świetnym motywatorem, jednał drużynę, potrafił z zawodnikami rozmawiać, być ich kumplem. Benitez przyszedł i po tamtym wodzu odnaleźć się nie umiał w drużynie Interu. Jestem pewien, że u nas byłoby to samo.
0
varba
13 marca 2011, 07:44
Liczba komentarzy: 4468
Adiperte poczekaj jeszcze jeden sezon i Blackpool też poleci do Champioship. W tym sezonie walneli wszystkich z zaskoczenia, bo nikt nie wiedział czego się spodziewać. Wybacz ale głupota byłoby zatrudnianie kolesia z jednym sezonem w Premier League jak mozna sięgnąć po ludzi którzy zjedli zęby na angielskim podwórku. Co innego trenować Blackpool gdzie jak coś sie wygra to wszyscy robią z ciebie bohatera, co innego jest z drużyna jak Tottenham gdzie są stawiane realne cele, gdzie pierwsza piątka to cel minimum, Holloway by sobie nie poradził, co innego Benitez i O'neill, ten drugi z mniejszym budżetem potrafił sporo osiągnąć. A pierwszy był już na samym szczycie, jak dla mnie to najlepsi kandydaci z akcentem na Rafę i jego hiszpańskie kontakty!
0
adipetre
12 marca 2011, 21:28
Liczba komentarzy: 1263
PSG to co najmniej 100-krotnie lepszy klub od Le Havre, więc mogę sobie twierdzić, że Kombouare swoją rękę do jego dobrej gry w tym sezonie przyłożył ;)
0
adipetre
12 marca 2011, 21:08
Liczba komentarzy: 1263
No, co najmniej 100 razy. Ale Holloway sprawia wrazenie faceta, ktory wyzwan sie nie boi i pewnie dlatego przeciwko komu by nie gral konsekwentnie karze swoim ludziom grac sexy futbol. A co do Houraou i jego rozkwitu w PSG, on juz w swoim poprzednim klubie walil brame za brama, wiec roli Kombouare bym nie przecenial.
0
adipetre
12 marca 2011, 20:48
Liczba komentarzy: 1263
Tylko problemem Hollowaya byłoby to, że Tottenham to 100 razy większy klub, z większą presją i lepszymi piłkarzami. To że ma fajną wizję gry i fajną rękę do piłkarzy mogłoby być za mało. Ale jak to się mówi, kto nie ryzykuje...
0
adipetre
12 marca 2011, 20:47
Liczba komentarzy: 1263
Varba, Brown to byl szołmen, ale jako trener znaczyl tyle co nic, poza tym mial duzo wieksze pieniadze i lepszych pilkarzy, a spuscil zespol do II ligi. Holloway ma slabiutkich pilkarzy i robi wielkie rzeczy i przede wsystkim po grze Blackpool widac jego reke.
0
koko
12 marca 2011, 19:43
Liczba komentarzy: 476
może i zaczął pokazywać dopiero w tym, ale dla mnie zawsze miał w sobie to coś. Gdyby miał lepszych zawodników wokół siebie, byłby wielki. No i teraz idzie mu być może dużo lepiej przy Nene. Ale skoro potrafi udźwignąć presję w takiej druzynie jak PSG tzn że jest coś wart. Zresztą zauważyłem, że ostatnie miesiące to jest powrót wreszcie uśpionych gigantów do gry. Uśpionych gigantów czyli druzyn, które swoje miejsce w historii mają, tylko przez kiepskie zarządzanie i zbyt dużą presję, dostawały przez ostatnie lata regularne baty. Mam tu na myśli oczywiście nasz Tottenham, Borussię, no i właśnie PSG. Można do tego także dorzucić Napoli, no ale oni to akurat mają historię dość lichą, ale za to jaką :)
0
koko
12 marca 2011, 19:14
Liczba komentarzy: 476
Bo Hoarau dopiero w tym sezonie zaczął tak naprawdę coś pokazywać. Nie wiem, czy to zasługa znakomitego Nene, czy fatalnej dyspozycji Erdinga, ale w końcu potrafi wykorzystać to co ma: wzrost, szybkość i technikę - za czas jakiś będzie o nim głośno nie tylko w Ligue 1. A mi dalej bardziej podobać będzie się wizja Kombouare - idealnie skomponowany miks doświadczenia z młodością. Bo mając w kadrze Giuly'ego, Makelele, Camarę czy Coupet, ta paryska młodzież ma naprawdę się od kogo uczyć. Natomiast w BVB może za czas jakiś tego brakować. Nie mówię, że będzie tak na pewno, ale Arsenal za każdym razem obrywał za brak doświadczonego piłkarza w kluczowych momentach sezonu. Paryż tych doświadczonych ma sporo, a Ci, wzbogaceni przez dobrą, choć nie znakomitą w wielu przypadkach, młodzież, mogą w końcu powalczyć o tytuł.
0
koko
12 marca 2011, 19:00
Liczba komentarzy: 476
Tylko Wenger to był człowiek przygotowany do podbicia Anglii, poliglota, inteligentny, ambitny. Kombouare nie odmawiam ambicji ani umiejętności. Na PSG jak i na Borussi od lat ciąży niesłychana presja i wreszcie znaleźli się trenerzy którzy potrafią ją udźwignąć. Bardziej mimo wszystko porównanie z Wengerem pasuje do Kloppa, ze względu na podobne podejście do młodzieży (bardziej niż Kombouare nawet, w końcu z gówniarzy zbudować taką potęgę, nawet Wenger w Arsenalu do końca tego nie potrafi), charyzmę i odwagę. Jeśli chodzi o Kombouare to wciąż, mimo że uważam iż wykonuje świetną robotę, sądzę, że może liga angielska to dla niego półka za wysoka. Ale mogę się mylić. PS. Fajnie, że przekonałeś się do Hoarau :)
0
koko
12 marca 2011, 18:53
Liczba komentarzy: 476
Paweł, nie chcesz mi chyba powiedzieć, że piłkarze o tak głośnych nazwiskach jak Makonda, Bahebeck, Makhedjouf czy Maurice tworzą dla Ciebie tę szerszą kadrę. Bo i w BVB znalazłoby się kilku młodzieżowców potrafiących zagrać dobrze na kilku frontach. A co do tej rewelacji to wszystko zależy od tego jak spojrzysz na te mecze. Bo pierwsza połowka z Benfiką należała do Paryża i nie mam bladego pojęcia jakim cudem tylko Luyindula zdobył bramkę. W drugiej gospodarze rzucili się do odrabiania strat, a i tak topornie im to szło. PSG zaczęło grać gorzej dopiero jak Kombouare wpuścił juniorów, szczególnie Makhedjoufa, który w środku pola Makelele nie zastąpi. Kombouare jest naprawdę w moich oczach gościem, który w Anglii czułby się znakomicie. PSG gra obecnie niezwykle ciekawą piłkę. Okej, sporo zależy od dyspozycji Nene, ale nawet pod jego nieobecność Paryżanie potrafią pokazać wiele ciekawego. To pod jego skrzydłami w PSG rozkwitły talenty Chantome'a, Sakho czy Hoarau. Ten facet ma patent do rozwijania młodych. I choć na razie, jak wspomniałem, ci juniorzy jeszcze forma nie grzeszą, to w perspektywie kilku lat, właśnie dzięki otrzymywaniu szans na poziomie europejskim, Paryż może mieć z nich sporo pożytku. Sam Kombouare natomiast to gość, który żyje meczem. Mam nadzieję, że kojarzysz jaka atmosfera panowała na Parc de Princes jeszcze dwa, trzy lata temu. Piłkarz piłkarzowi wilkiem i takie sprawy. Wszystko uspokoiło się za Kombouare. On ma zarąbiste podejście do piłkarzy, coś w rodzaju naszego Harry'ego. Z każdym porozmawia, za każdym jest w stanie się wstawić. I nie żebym się kłocił, aale Wenger prze Arsenalem to wiele na swoim koncie też nie miał.
0
koko
12 marca 2011, 18:47
Liczba komentarzy: 476
Bardzo szanuję faceta,naprawdę uważam, że Tottenham znalazł świetnego prezesa.
0
varba
12 marca 2011, 18:23
Liczba komentarzy: 4468
Nie żebym się czepiał, ale PSG też rewelacji ostatnio w LE nie grał (BATE, teraz Benfica) i umówmy się, że PSG ma ciut szerszą kadrę i może sobie pozwolić na grę na dwóch frontach, a BVB miało pełno gości w składzie wyoutowanych na pół roku-rok i do grania góra 15 chłopa. Z czymś takim nie da się zdobyć mistrzostwa i Ligi Europy, a skoro świetnie idzie im w Bundeslidze, to trudno żeby starali się jeszcze jej kosztem ugrać coś w gównianej Lidze Europy.
0
1  2    >

ankieta

Na którym miejscu w tabeli Tottenham zakończy sezon Premier League 2024/2025?
1 50%
2-3 0%
4-6 0%
7-10 0%
11-20 50%
2 oddane głosy
archiwum ankiet

kontuzje

Użytkownicy online: Gości online: 53 Zarejestrowanych użytkowników: 5254 Ostatnio zarejestrowany: trafostacja

Zaloguj się

Zapamiętaj mnie Zapomniałeś hasło?

Zarejestruj się