Jutro o stylu dzisiejszego zwycięstwa nikt nie będzie pamiętał. Co z tego, że Tottenham na Ewood Park był drużyną gorszą? Co z tego, że to Blackburn przez cały mecz dyktowało warunki gry? Co z tego, że piłkarze Spurs długimi fragmentami spotkania nie potrafili przedostać się pod bramkę Paula Robinsona, skoro i tak trzy punkty jadą z nami do Londynu?
Tottenham na prowadzenie wyszedł już w trzeciej minucie meczu, kiedy to po pięknej centrze Rafaela Vn der Vaarta futbolówka trafiła na głowę Petera Croucha, który z chirurgiczną precyzją skierował ją do siatki. Poza tą okazją, podopieczni Harry'ego Redknappa w pierwszej połowie nie stworzyli sobie więcej dobrych okazji. Zdecydowanie częściej kotłowało się w okolicach pola karnego Heurelho Gomesa, który miał jednak dziś swój dzień i zatrzymywał wszystkie uderzenia graczy Rovers.
Po zmianie stron w grze obu ekip nie nastąpiły zmiany. To gospodarze nadal mocniej naciskali, a Tottenham próbował bronić dostępu do własnej bramki. Najlepszą okazję dla Spurs do podwyższenia wyniku zmarnował, znajdujący się ostatnio w fatalnej dyspozycji, Jermain Defoe, który to po kilkudziesięciometrowym rajdzie Aarona Lennona przegrał pojedynek sam na sam z Paulem Robinsonem.
Zdecydowanie ciekawiej było w okolicach szesnastki przyjezdnych. Blackburn za wszelką cenę nie chciało tego meczu przegrać, przez co w ostatnich minutach jednym z napastników Rovers stał się nominalny obrońca tej drużyny, Christopher Samba. Na nic zdały się jednak te roszady zespołowi Steve'a Keana. Tottenham nie dał wydrzeć sobie zwycięstwa, dzięki czemu Koguty mogą dopisać do swojego konta trzy punkty.
Blackburn: Robinson - Salgado, Nelsen, Samba, Olsson - Jones (N'Zonzi 64.), Dunn (Pedersen 67.), Hoilett, Andrews - Roberts, Diouf (Benjani 81.)
Tottenham: Gomes, Ćorluka, Gallas, Bassong, Assou-Ekotto - Van der Vaart, Jenas, Palacios, Lennon - Crouch, Defoe (Sandro 76.)
53 komentarzy ODŚWIEŻ