Wielu z nas spodziewało się właśnie takiego "widowiska". Tottenhamowi udało się ostatecznie wymęczyć zwycięstwo na Britannia Stadium w spotkaniu przeciwko Stoke City. Dwie bramki Garetha Bale pozwoliły ekipie z White Hart Lane zapisać sobie pierwsze w nowym sezonie trzy punkty za zwycięstwo. Zwycięstwo, co tu dużo mówić, niezwykle szczęśliwe. Bo to szczęście właśnie jest kluczowym słowem jeśli chodzi o dzisiejszy pojedynek.
Tak jak można było się spodziewać, Harry Redknapp w spotkaniu ligowym przeciwko Stoke dał odpocząć większości swoich gwiazd, które niedługo czeka arcyważny rewanż w ostatniej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów z Young Boys. Niestety, część zmian wymuszona została kontuzjami czołowych zawodników Spurs, przez co zestawienie podstawowej jedenastki "Kogutów" wyglądało nieco eksperymentalnie. Osamotnionego w ataku Petera Croucha miała wspierać ze skrzydeł dwójka: Gareth Bale - Aaron Lennon, natomiast zagęszczony środek pola, który tworzyli: Tom Huddlestone, Wilson Palacios oraz Jermaine Jenas winien stanowić odpowiednie ubezpieczenie eksperymentalnie ustawionej defensywy, w której tematem numer jeden był powrót do składu Younesa Kaboula, którego jeśli już ostatnio w jedenastce Tottenhamu widzieliśmy, to ustawionego na prawej stronie defensywy. Z Londynu do Stoke nie pojechali między innymi: Robbie Keane, Roman Pawluczenko, Gio dos Santos czy Luka Modrić, dzięki czemu najbardziej doświadczonym piłkarzem Spurs na ławce rezerwowych był Niko Kranjcar. Oprócz niego w odwodzie Redknapp dysponował: Bassongiem, Walkerem, Naughtonem, Rose'em, Livermore'em i Alnwickiem. Przynajmniej na papierze nie wyglądało to za dobrze. Redknappowi w ataku pozostał jedynie Crouch- wszyscy pozostali narzekali na urazy, a jedyny, który mógł w razie czego zastąpić Petera - Jonathan Obika - został ostatnio wypożyczony do Ipswich Town. Spełnił się najczarniejszy scenariusz...
Tottenham w pierwszych minutach próbował się oswoić z nową sytuacją. Ostatnio, gdy w lidze pod wodzą Redknappa graliśmy ustawieniem 4-5-1, nic dobrego z tego nie wynikło, więc obawy dużej części kibiców Spurs mogły być uzasadnione. "Koguty" starały się uważnie rozgrywać piłkę, nie popełniając błędów znanych ze spotkania przeciwko Young Boys. Bardzo aktywnie pracowały nasze skrzydła - szczególnie Gareth Bale wykazywał niezwykłą ochotę do gry, jednak niestety brak odpowiedniego wsparcia ze strony ataku nieco uniemożliwiał mu skuteczne dogrywanie piłek. Oprócz rajdów skrzydłowych Tottenham próbował również w ataku pozycyjnym rozklepać obronę gospodarzy, lecz akcje "Kogutów" nie kończyły się niestety celnymi strzałami na bramkę Soerensena.
Jeśli więc nie potrafi się samemu strzelić, trzeba liczyć na odrobinę szczęścia, które w 20 minucie okazało się być po naszej stronie. Bardzo dobry rajd lewą flanką przeprowadził Aaron Lennon, który znakomicie zauważył wychodzącego na wolną pozycję Garetha Bale. Dośrodkowana przez Azzę piłka trafiła idealnie na nogę Walijczyka. Gareth przyjął futbolówkę i lekką podcinką spróbował pokonać golkipera gości, lecz z tego starcia to Soerensen wyszedł obronną ręką. Na szczęście nieopodal czyhał Peter Crouch, który natychmiast dobił odbitą piłkę głową, lecz na linii bramkowej znalazł się jeden z obrońców gości, który starając się ją wybić, uczynił to tak niefortunnie, że futbolówka przypadkowo trafiła w stojącego obok Bale'a i wpadła do siatki. Opisać farta tej sytuacji wręcz niesposób, co nie zmienia jednak faktu, że Tottenham dzięki trafieniu (w) Bale'a prowadził 1:0. Niestety, Stoke kilka minut później podobnym szczęściem udało się doprowadzić do wyrównania. Walkę o dośrodkowaną w pole karne piłkę z rzutu rożnego z Faye przegrał Younes Kaboul, a zgrana przez obrońcę Stoke futbolówka trafiła do zupełnie niekrytego Ricardo Fullera, który nie miał żadnych problemów z umieszczeniem jej w siatce. Podobno ilość szczęścia i pecha musi się równoważyć. Szkoda...
Piłkarzy Tottenhamu stracony gol jednak nie załamał i ledwie 5 minut po doprowadzeniu do remisu przez Stoke, goście znów wyszli na prowadzenie. Po raz kolejny znakomitą asystą popisał się Lennon, który zauważył kompletnie niekrytego Bale czekającego w narożniku pola karnego na piłkę. Azza tam też futbolówkę dograł, a Bale długo się nie zastanawiając, kropnął z woleja nie dając Soerensenowi szans na skuteczną interwencję. Przepiękna bramka Walijczyka po raz drugi dzisiejszego popołudnia wyprowadziła "Koguty" na prowadzenie.
W drugiej połowie gra się uspokoiła. Stoke starało się przejąć inicjatywę, co pomogłoby im przenieść grę pod pole karne Tottenhamu, w poszukiwaniu gola wyrównującego, jednak dobrze zorganizowana obrona Spurs nie pozwalała gospodarzom na wiele, a ci zmuszeni zostali do zagrażania bramce Gomesa poprzez stałe fragmenty gry. W głównej mierze były to długie wrzuty z autu Roya Delapa, najczęściej wybijane przez defensorów Tottenhamu.
Sporo ożywienia w szeregach "The Potters" wniosło wprowadzenie na plac gry Turka, Sanliego Tuncaya, z którym zawodnicy Spurs nie mogli dać sobie rady. To właśnie Sanli dwukrotnie był bardzo bliski pokonania brazylijskiego bramkarza Tottenhamu, jednak za pierwszym razem wspaniałą interwencją popisał się Gomes, a za drugim razem piłka o centymetry minęła słupek bramki "Kogutów".
Kolejną dobrą szansę na doprowadzenie do wyrównania Stoke stworzyło sobie w 85 minucie. Bardzo blisko pokonania Gomesa po raz drugi był Fuller, który otrzymał bardzo celne podanie ze skrzydła, jednak bramkarz Tottenhamu był na posterunku i uchronił swój zespół przed stratą gola. Wcześniej w dogodnej sytuacji po raz trzeci znalazł się Gareth Bale, lecz lob Walijczyka był zbyt słaby i sygnalizowany by móc pokonać Soerensena.
Pod koniec podstawowego czasu gry raz jeszcze zakotłowało się pod bramką Gomesa. Stoke wykonywało rzut rożny, po którym uderzenie jednego z piłkarzy gospodarzy na poprzeczkę zbił bramkarz Tottenhamu. To nie był jednak koniec emocji związanych z tą akcją, gdyż do dobitki pośpieszył Walter, a jego strzał, zdaniem sędziego, jeszcze przed linią bramkową zatrzymał Peter Crouch. Kłócić się z arbitrem w tej sytuacji nie zamierzam, jednak moim zdaniem popełnił spory błąd, a jeśli już nie gol, to rzut karny za interwencję Croucha ręką, należał się "Garncarzom" z pewnością. Tony Pulis i jego drużyna z tej decyzji Foya mogą być bardzo niezadowoleni.
Na nasze szczęście to był już koniec emocji w spotkaniu na Britannia Stadium. Przetrzebionemu Tottenhamowi udało się dowieść pierwsze ligowe zwycięstwo do samego końca. Zwycięstwo, patrząc na nie z perspektywy składu jaki na murawie stadionu w Stoke się pojawił, niezwykle ważne.
Składy:
Stoke: Sorensen - Huth, Collins, Faye, Shawcross - Whelan (63' Sanli), Whitehead, Delap (85' Sidibe, 88' Tonge), Etherington - Fuller, Walters
Tottenham: Gomes - Corluka, Kaboul, Dawson, Assou-Ekotto - Lennon (87' Walker), Jenas, Huddlestone, Palacios, Bale - Crouch
Żółte kartki:
Stoke: Fuller 45' +2, Whitehead 52', Shawcross 73'
Tottenham: Palacios 54'
Bramki:
0:1 - Bale 19'
1:1 - Fuller 25'
1:2 - Bale 30'
Statystyki:
Posiadanie piłki:
Stoke 48%:52% Tottenham
Strzały na bramkę:
Stoke 11:6 Tottenham
Strzały obok bramki:
Stoke 5:1 Tottenham
Rzuty rożne:
Stoke 4:1 Tottenham
Faule:
Stoke 11:2 Tottenham
26 komentarzy ODŚWIEŻ