Nie takiego debiutu w europejskiej Lidze Mistrzów spodziewał się każdy kibic Kogutów. Co jednak wiemy dzięki pierwszej połowie, końcowy rezultat mógł prezentować się zdecydowanie gorzej. Na szczęście, dzięki niesamowitej ilości farta, będącego dzisiaj naszym udziałem, trzybramkową stratę udało się zniwelować do "raptem" jednego gola. Gola, którego na White Hart Lane zwyczajnie trzeba będzie zdobyć!
O pierwszych trzydziestu minutach najlepiej nie pisać nic, by nie wywołać niepotrzebnego kołatania serca i mało radosnej (by nie powiedzieć wku*wionej) miny - to atrybuty, które niewątpliwie długo będą nam się kojarzyć z katastrofalną postawą naszych pupili na Stade de Suisse. Gracze Tottenhamu po raz kolejny w swoim stylu zlekceważyli rywala, tym razem jednak na poziomie eliminacji Ligi Mistrzów, co zemściło się aż trzema (lub tylko, to zależy jak patrzymy na szklankę) bolesnymi ciosami: w 4, 13 i 28 minucie. Gracze Spurs bardzo nieporadnie wymieniali między sobą podania, jakby nie za specjalnie wiedzieli jak grać przeciwko Young Boys. Sytuacja uspokoiła się dopiero po wejściu na boisko Toma Huddlestone'a, który z miejsca zaczął rozporządzać środkiem naszego pola udowadniając przy tym dobitnie ile tak naprawdę bez niego znaczymy.
Tottenhamowi, jeszcze przed przerwą, udało się zdobyć kontaktową bramkę, a jej strzelcem został Sebastien Bassong, który wykorzystał bardzo dobre dośrodkowanie z rzutu rożnego Garetha Bale'a. Gra w dalszym ciągu wyglądała źle, ale zdobyty gol do szatni dawał nam cień nadziei na odwrócenie boiskowych losów.
Po zmianie stron Tottenham przejął inicjatywę, jednak nie można powiedzieć, że gra przeniosła się pod pole karne gospodarzy. Piłka rozgrywana była raczej w środkowej strefie boiska - głównie przez brak aktywności zawodników z przodu. W pewnym momencie nawet sam Roman Pawluczenko niewymownie się zdenerwował po tym jak próbował zaatakować bramkarza rywali pressingiem, a gdy ten popełnił błąd, okazało się, że Rosjanin w swojej agresywnej grze jest osamotniony.
Na szczęście ostateczny wynik okazał się zdecydowanie lepszy niż gra naszych zawodników, bowiem w 83 minucie wspaniałym uderzeniem popisał się wspomniany wyżej Pawluczenko, który ustalił rezultat spotkania na 3:2 dla Young Boys. Patrząc przez pryzmat całego spotkania to całkiem dobry wynik jednak... Jednak minusów płynących ze spotkania jest zbyt wiele. Po pierwsze defensywa Tottenhamu okazała się zbyt wolna dla rozpędzonego Young Boys, przez co większość prostopadłych podań od pomocników szwajcarskiej drużyny z łatwością przedostawała się przez naszą obronę, a sprawni napastnicy gospodarzy wiedzieli jak z owych prezentów skorzystać. Po drugie nonszalancja w pomocy była zbyt wielka. Dopiero pojawienie się na boisku Huddlestone'a uspokoiło grę Spurs, lecz chyba nie tak powinno to od początku wyglądać. Po trzecie Gio dos Santos nie jest już tym samym zawodnikiem, który w meczach sparingowych z łatwością ogrywał piłkarzy rywala. Być może zjadła go boiskowa trema, jednak zawodnik o jego umiejętnościach, nie powinien tak łatwo się jej poddawać. Po czwarte gra skrzydłami dzisiaj nie istniała. Ani Gio ani Bale, ani wprowadzony po przerwie Kranjcar nie przeprowadzili ani jednego skutecznego rajdu z boku boiska, po którym w polu karnym Young Boys mogłoby się zakotłować. Po piąte nie mieliśmy ataku. Tak Defoe jak i Pawluczenko bez podań z drugiej linii nie istnieli. Torres z White Hart Lane potrzebny od zaraz. Po szóste Redknapp niepotrzebnie decydował się na aż tyle zmian. Tak wiem, sam się prosiłem o szansę dla Gio, jednak teraz doskonale zdaję sobie sprawę, że nawet Azza bez formy na prawej stronie byłby zdecydowanie lepszym rozwiązaniem. King z powodów oczywistych musiał zostać zastąpiony przez Bassonga. Ale Crouch i Huddlestone? Czemu ci dwaj zostali zamienieni przez Palaciosa i Pawluczenkę? Generał przez pełne 90 minut ani razu nie zaprezentował waleczności, z której jeszcze nie tak dawno słynął, a ja muszę bardzo głęboko szukać w pamięci, by przypomnieć sobie jego jakikolwiek kontakt z futbolówką.
Rewanż, niestety, zapowiada się nad wyraz ciekawie. Tottenham musi odrobić stratę, o której przed meczem mało kto z nas myślał. Jeśli do spotkania rewanżowego podejdziemy należycie skoncentrowani, przestaniemy traktować ulgowo mecze z teoretycznie słabszymi rywalami, zagramy tak, jak grać umiemy, cel jest jeszcze do zdobycia. Chociaż wejście do Ligi Mistrzów udało nam się skomplikować tak, jak tylko i wyłącznie my potrafimy.
Składy:
Young Boys: Wolfi - Sutter, Spycher, Affolter, Jemal - Lulic, Doubai, Degen (90' Raimondi), Hochstrasser, Costanzo (65' Schneuwly) - Bienvenu
Tottenham: Gomes - Corluka, Dawson, Bassong, Assou-Ekotto (36' Huddlestone) - dos Santos, Palacios, Modric (46' Kranjcar), Bale - Defoe (65' Keane), Pawluczenko
Żółte kartki:
Young Boys: Bienvenu 72'
Tottenham: Assou-Ekotto 3'
Sędzia: Franck De Bleeckere
Widzów: 31.275
Statystyki pomeczowe:
Posiadanie piłki:
Young Boys 46%:54% Tottenham
Strzały na bramkę:
Young Boys 3:6 Tottenham
Strzały obok bramki:
Young Boys 4:4 Tottenham
Rzuty rożne:
Young Boys 2:3 Tottenham
Faule:
Young Boys 5:7 Tottenham
34 komentarzy ODŚWIEŻ