Od niesławnej lasagni upłynęło już sporo wody w Tamizie, choć wydarzenia z sezonu 2005/06 nadal są przez kibiców Tottenhamu wspominane z niestrawnym posmakiem w ustach. Ja osobiście do dziś nie spróbowałem nawet tego włoskiego przysmaku kota Garfielda, choć wiele osób często przekonywało mnie co do jej wartości smakowych. Widocznie po tej pamiętnej nocy kubki smakowe kibica Tottenhamu przestały tolerować taki rodzaj jedzenia. Wtedy byliśmy dosłownie o krok od wyczekiwanej Ligi Mistrzów, jednak z nad wyraz bolącym brzuchem nie udało się nam wykonać ostatniego kroku, jakim było pokonanie West Hamu w spotkaniu wyjazdowym. Teraz cała sytuacja wydaje się być niesamowicie podobna, choć otoczka jest już zdecydowanie inna. Znów wojujemy o ostatnie miejsce gwarantujące występ w eliminacjach Champions League. Różnica jest jedna - zamiast z Arsenalem, o czwartą lokatę bijemy się z Aston Villą oraz Manchesterem City, choć za kołnierzem czai się również Liverpool Rafy Beniteza. W ostatnim czasie swoje spostrzeżenia na temat końcówki sezonu wysnuło kilku redaktorów Spursmanii. Doszedłem więc do wniosku, że naszła pora i na mnie...
Na początku kilka faktów, tak dobrze przecież wszystkim z nas znanych. Tottenham w ostatnim czasie niewątpliwie złapał wiatr w żagle. Wygraliśmy w dwóch spotkaniach, w których chyba każdy kibic Spurs na komplet punktów nie za bardzo liczył (a jeśli już to albo na drodze przekomarzania z fanami innych drużyn, albo też dzikiego zaślepienia, kibicowskiej miłości do Kogutów). Najpierw w stosunku 2:1 pokonaliśmy odwiecznego rywala-przybłędę, by później, w podobnym, a może nawet lepszym stylu, również 2:1, odprawić z kwitkiem ekipę Carlo Ancelottiego. Nasze nadzieje na te zdobycze były jednak nikłe, szczególnie biorąc pod uwagę fakt odpadnięcia z FA Cup w półfinałowym spotkaniu przeciwko Portsmouth na Wembley. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę jaki trud czeka nas w najbliższych meczach. A jednak stało się - drużyny Kanonierów i The Blues wracały z White Hart Lane bez żadnej zdobyczy punktowej w kieszeni. Jak to ktoś ładnie określił: "zdobyliśmy sześć punktów na zero możliwych". Niestety na Old Trafford trud tych meczy był już aż nadto widoczny i miast powalczyć choćby o jeden punkt w spotkaniu przeciwko United, z wyprawy do Manchesteru wracaliśmy z zerowym dorobkiem.
W międzyczasie swoje mecze rozgrywali jednak również nasi najwięksi rywale w drodze do czwartego miejsca w tabeli. Z dobrej strony pokazała się Aston Villa, która od momentu kompromitującej porażki na wyjeździe z Chelsea, zainkasowała 13 punktów w 5 meczach, pokonując między innymi naszego najbliższego rywala Bolton 1:0, oraz zwyciężając w derbach Birmingham w ostatniej kolejce. Swoje zdobył również Manchester City, choć tutaj podboje, niektóre nad wyraz spektakularne, zakończyły się również jedną bolesną porażką. Citizens potrafili odprawić 6:1 Burnley i 5:1 Birmingham, by w niezwykle ważnym meczu przegrać z Manchesterem United po golu Scholesa w 93 minucie. Łączny bilans City to 10 oczek w pięciu kolejkach. O dziwo najgorzej na tym tle prezentuje się drużyna Harry'ego Redknappa. Mimo wielkich zwycięstw, bo za takie trzeba brać wygrane nad Arsenalem i Chelsea, nie udało nam się dwukrotnie wywieść choćby punktu ze stadionu rywala (porażki z Sunderlandem i Manchesterem United), stąd też do swojego konta dopisaliśmy "ledwie" 9 punktów. Choć przecież mogło być zdecydowanie gorzej.
Patrząc na tabelę dochodzimy do wniosku, że koniec sezonu w Anglii będzie jednym z ciekawszych w ostatnich latach. Chelsea i Manchester United wciąż rywalizują ze sobą o mistrzowską koronę. Arsenal jest już niestety niemal pewny trzeciej lokaty, natomiast o pierwsze miejsce poza podium rywalizują ze sobą Tottenham, Villa i Man City. Sprawa spadku wydaje się być już rozstrzygnięta: Portsmouth i Burnley witają się z boiskam Coca-Colai Championship, a Hull City może uratować tylko i wyłącznie cud. Nasze oczy skierowane są więc w miejsca 4-6, które Kogucią brać interesują najbardziej.
Dużo powiedzieć może już następna kolejka. Wtedy to Tottenham na White Hart Lane podejmie nie grający już o nic Bolton, natomiast Aston Villa zmierzy się w bezpośrednim spotkaniu z Manchesterem City. Oczywiście najlepiej dla nas, gdyby spotkanie w Londynie zakończyło się zwycięstwem Spurs (bo innego scenariusza w tym przypadku nie biorę pod uwagę), a w meczu na The City of Manchester Stadium padł remis. Wtedy tabela prezentowałaby się mniej więcej tak:
4. Tottenham Hotspur 67
5. Aston Villa 65
6. Manchester City 64
Nie możemy jednak również rozpaczać, jeśli The Villans pokonają City. Wtedy do swojego konta dopiszą co prawda dwa oczka więcej, jednak warto nadmienić, że dla Villi spotkanie z Manchesterem będzie przedostatnim meczem ligowym, natomiast nam jak i ekipie Roberto Manciniego przyjdzie rozegrać jeszcze jedno spotkanie, którego losy mogą przypieczętować nasz awans do Ligi Mistrzów.
Tabela po zwycięstwie Villi nad City:
4. Tottenham Hotspur 67
5. Aston Villa 67
6. Manchester City 63
Taki rozwój wypadków powoduje, że wywalczenie choćby punktu w meczu z Manchesterem niesamowicie przybliży nas do LM. Niestety, w tym spotkaniu każdy rezultat jest możliwy. Najbardziej optymistyczny zakłada oczywiście nasze zwycięstwo. Wtedy Ligę Mistrzów chwytamy już praktycznie za kark mówiąc jej, że w następnym sezonie jest nasza:
4. Tottenham Hotspur 70
5. Aston Villa 67
6. Manchester City 63
Remis również nie jest aż tak złym rezultatem, choć przypisuje się za niego raptem jeden punkt:
4. Tottenham Hotspur 68
5. Aston Villa 67
6. Manchester City 64
W ostatniej ligowej kolejce Villa gra u siebie z Blackburn Rovers, dzięki czemu można praktycznie dopisywać jej w ciemno dodatkowe trzy punkty. City wracają do Londynu, by mierzyć się z West Hamem, nas natomiast czeka mecz z Burnley. Scenariuszy jest wiele. Nikt nie wyklucza przecież, że wirus lasagni powróci, atakując tym razem piłkarzy City, którzy polegną na Boleyn Ground. To oczywiście jednak czysta fikcja. W tym przypadku również 3 punkty są raczej oczywistą oczywistością. By jednak sprawiedliwości stało się zadość, Tottenham na wyjeździe musi pokonać Burnley. Biorąc pod uwagę tylko miejsce w tabeli mamy najłatwiejsze zadanie, jednak The Clarets grając już tylko o honor mogą postawić nam nad wyraz trudne warunki. Z całej potyczki jednak powinniśmy, ba, musimy wyjść zwycięsko. Jak w takim przypadku prezentuje się tabela? 4 lokata przypada Tottenhamowi, który zdobywa punkt więcej od 5. Aston Villi i aż cztery od 6. Manchesteru City (w przypadku remisu pomiędzy City i Kogutami). Czyż takie wyjście nam wszystkim nie sprawiłoby ogromu radości?
Podsumowując. W trzech ostatnich meczach, w których zdobyć można 9 oczek, jeśli nie zgarniemy pełnej puli, najlepiej zdobyć 7 punktów, gdyż mamy wtedy 99,9-procentową pewność awansu do eliminacji Ligi Mistrzów. 6 punktów również może dać nam prawo startu w tych rozgrywkach, jednak wtedy musimy liczyć na korzystne rezultaty na innych boiskach.
Teraz każdy mecz jest ważny. Nie liczy się to co było, lecz to co przed nami. Harry Redknapp musi wybić swoich piłkarzom z głów takie kibicowskie wyliczanki. Zawodnicy w tym momencie powinni wychodzić na mecz przekonani, że startują z czystą, ligową kartą. Awans zapewnić im może 9 punktów - 3 zwycięstwa w trzech meczach. Nie ma już czasu na wtopy, porażki i pudła w idealnych sytuacjach, przestrzelone karne, kiksy, sprokurowane jedenastki, kontuzje, pecha, kłótnie, błędy, czy "one of those days" Potrzebujemy punktów, by po ostatnim gwizdku na Turf Moor 9 maja, w okolicach godziny 19 czasu polskiego, cieszyć się z tego, co 4 lata temu zabrał nam złośliwy los. Cieszyć się z awansu do Champions League. Przecież tak niewiele nam już do niego brakuje...!
13 komentarzy ODŚWIEŻ