To słowo dokucza pewnie wielu kibicom piłki nożnej. A jeszcze bardziej piłkarzom ich drużyn. Ostatnio ukazał się felieton naszego kolegi redakcyjnego pod tytułem "Jesteśmy w ostatnim obozie". Ja naszą wędrówkę w Premier League po 4 miejsce postaram się określić dziś ponownie tematyką wspinaczkową, jednak z innej strony.
Pozostały nam 3 niezwykle ważne wyprawy na kilka szczytów. Pierwsza wyprawa na malutki szczyt, na który patrzymy lekceważącym okiem. Każdy na niego wszedł i zszedł bez zadrapań. Nawet kolka go nie złapała. Ostatnio piłkarze Chelsea zrobili sobie spacer na górę Portsmouth, wcześniej piłkarze Liverpoolu. Następnego dnia nie było zakwasu w żadnym udzie i żadnej łydce. Jednak wejście na szczyt może zablokować nam zwalający się swobodnie na środek dróżki konar. Następnie kolejny ... i kolejny.
Wszyscy przypisali nam już 3 punkty w meczu z Portsmouth. Tymczasem drużyna, po stronie której nie stoi ani świetny fachowiec, ani świetni piłkarze nie odczuwa w obecnej chwili żadnej presji. Prawdopodobnie żaden z piłkarzy obecnie tam grających nie ma żadnych obciążeń psychicznych. Wystarczy, że ambitnie zawalczą, nie będą popełniać rażących błędów jak w ostatnich spotkaniach, a łatwa wspinaczka skończy się wielką mordęgą dla graczy Spurs. A nasi piłkarze mają wiele, naprawdę wiele do stracenia. Strata punktów w takim spotkaniu może okazać się kluczowa w ostatecznym rozrachunku. Jeśli jednak nie zlekceważą rywala jak wielu kibiców, 3 punkty powinny zostać na White Hart Lane. I wysokie morale nas nie opuszczą.
Drugi szczyt na który wchodzimy to najwyższa góra na kuli ziemskiej. Zdobyta przez niewielu śmiałków. Barcelona? Real? Może Inter. Tylko oni byliby w stanie wdrapać się na niego bez obrażeń. Chelsea, Manchester United, Arsenal, a na rozgrzewkę Sunderland z całą zgrają ex-kogutów. 3 tygodnie morderczej wyprawy. Być może wszyscy zginą, być może przynajmniej połowa ocaleje ...
Jest to oczywiście przełomowy moment tego sezonu. Niezwykle ważne spotkanie z Sunderlandem, a następnie 3 wielkie mecze pod rząd : Arsenal, Chelsea i Manchester United. Co więcej, przed spotkaniem z Arsenalem, który odbędzie się 14 kwietnia, zagramy półfinał FA CUP z Portsmouth. Trzy dni po spotkaniu z Arsenalem czeka nas walka z Chelsea. Oba mecze z londyńskimi rywalami na White Hart Lane. Tydzień później wyprawa na Old Trafford. Mecz z Sunderlandem będzie wielką niewiadomą. Drużyna toporna, ale waleczna, z niezwykle szybkimi i skutecznymi napastnikami. Trzeba pokonać tę przeszkodę tymi samymi sposobami, co Stoke. Mecz z Arsenalem poprzedzać będzie spotkanie z Portsmouth w FA CUP na Wembley. Można powiedzieć: "całe szczęście". To tak jakby na naszym szlaku pojawiły się miłe panie, które umiliły nam kilka dni, dzięki czemu nasze myśli uciekły od wyprawy po zdobycie góry Arsenal. Gdy panie sobie pójdą, będziemy mogli na luzie podejść do spotkania, które zawsze wywołuje niesamowitą presję u naszych graczy, nieporównywalnie większą niż u piłkarzy Kanonierów. Następnie Chelsea i Manchester. Jeśli połowa załogi wróci, tzn zdobędziemy 6 punktów w tych spotkaniach, to dalsza wyprawa będzie mogła być kontynuowana...
Ostatni szczyt to niezwykle ciężka tygodniowa wyprawa. Zaczynać się będzie u podnóża White Hart Lane, gdzie będzie trzeba zdobyć twierdzę Bolton. Cztery dni później najwyższe i najbardziej strome wzniesienie. Mecz z Manchesterem City. Jeśli spadniemy, nie będzie po co zakładać ostatniego obozu przed ostatnim wzniesieniem. Jeśli noga nam się nie omsknie, będziemy mogli wspinać się dalej. Cztery dni później ostateczne podejście na szczyt Burnley. W plecakach żadnej lasagni. Tylko flagi z napisem "TOP 4".
29 komentarzy ODŚWIEŻ