Klątwę Garetha Bale'a można już uznawać za zdjętą w całości. Co prawda, Walijczyk pojawił się na boisku w wygranym spotkaniu przeciwko Burnley, ale został wpuszczony przy stanie 4:0. Tym razem młodzian rozegrał cały mecz, a Tottenham z nim w składzie, pewnie pokonał Fulham różnicą dwóch trafień. Jermain Defoe po raz trzeci z rzędu nie znalazł drogi do bramki, ale tym razem wyręczyli go koledzy. Gole Petera Croucha i Davida Bentleya, pozwoliły cieszyć nam się z wygranego meczu, pozwalającego odskoczyć od Liverpoolu na trzy punkty.
Harry Redknapp zaproponował aż cztery zmiany w wyjściowej jedenastce w porównaniu do składu, który rozpoczynał poprzednie spotkanie z Leeds United w rozgrywkach FA Cup. Do podstawowego składu powrócił Tom Huddlestone, a po raz drugi w sezonie na placu gry od pierwszych minut zameldował się David Bentley. Oprócz wymienionej dwójki szansę gry dostali również Ledley King i Vedran Corluka, których ostatnio zastępowali Alan Hutton oraz Sebastien Bassong. Dużym zaskoczeniem był natomiast brak, nawet na ławce rezerwowych, Chorwata Niko Kranjcara, będącego jednym z ważniejszych elementów składu Spurs w poprzednich kolejkach. Zgodnie z zapowiedzią, Redknapp, nie wymienił natomiast swoich napastników, kolejny raz pozwalając zagrać dwójce: Crouch - Defoe. Swoje problemy miał również Roy Hodgson, nie mogący skorzystać z usług między innymi: Dempseya, Konchesky'ego, Pantsila czy Etuhu. Na szczęście jednak, dla managera Fulham, do podstawowego składu powrócił natomiast najlepszy strzelec ekipy z Craven Cottage, Anglik Bobby Zamora (11 goli w sezonie), który straszyć miał obronę gospodarzy.
Tottenham na prowadzenie wyjść mógł już w drugiej minucie spotkania, kiedy to ładne uderzenie z woleja Toma Huddlestone'a sprzed pola karnego w bardzo dobrym stylu na rzut rożny wybił Mark Schwarzer. Chwilę później przed następną szansą stanął Big Tom, jednak i tym razem obronną ręką z opresji wyszedł bramkarz gości. Czyżby znowu szykowała nam się walka na linii Tottenham - golkiper? Pewnie takie, lub podobne pytanie, po tych dwóch interwencjach zaczęli zadawać sobie kibice Tottenhamu. Przed meczem Harry Redknapp zapewniał, że jego drużyna jest w stanie wyrać, jeśli tym razem bramkarz drużyny przeciwnej nie będzie miał przysłowiowego "dnia konia": "W ostatnich meczach wszystko było bronione przez golkiperów. Ich interwencje w cudownych sytuacjach, czy obronione karne tylko to potwierdzają."- twierdził HR.
W 28 minucie, po okresie bardziej wyrównanej gry, kiedy obie drużyny nie potrafiły za bardzo przedostać się pod pole karne rywala, i w tym samym niemal momencie, kiedy padła mi transmisja (nie zliczę już ilości podobnych przypadków), Tottenham, ku uciesze fanów zgromadzonych na White Hart Lane wyszedł na prowadzenie. Na dośrodkowanie z prawej strony boiska zdecydował się David Bentley, jednak dobre wyjście z bramki Schwarzera zapobiegło zagrożeniu. Tylko pozornie oczywiście, bo futbolówkę opanował jeszcze Luka Modric, w bardzo dziwny, choć ładny dla oka sposób dograł ją do Petera Croucha, a angielski wieżowiec nie miał już problemów z pokonaniem bramkarza gości.
Pod koniec pierwszej połowy gry szansę pokonania Schwarzera stworzył sobie jeszcze Luka Modric, lecz uderzenie Chorwata w długi róg minimalnie minęło poprzeczkę bramki gości. Gol dla Tottenhamu w samej końcówce pierwszej części z pewnością zapewniłby piłkarzom Spurs spokojne drugie 45 minut, a tak, należało się spodziewać emocji do samego końca meczu.
Po zmianie stron gra w znaczącym stopniu przypominała tę z końcówki pierwszej połowy. Spotkanie było bardzo wyrównane, nawet można pokusić się o stwierdzenie, że lekką przewagę posiadała ekipa gości. Groźniejsze sytuacje stwarzali sobie jednak gospodarze. Najpierw, w 50 minucie, strzał głową Wilsona Palaciosa o dobre pół metra minął słupek bramki Fulham, jednak 9 minut później, Tottenham, mógł radować się już ze strzelenia drugiej bramki. Rzut wolny tuż przed polem karnym Schwarzera wywalczył Gareth Bale. Do stojącej piłki podbiegł David Bentley, który prawdopodobnie chciał zawinąć ładnego rogala w okienko bramki Fulham. Na szczęście, mocno kopnięta piłka odbiła się od jednego z graczy stojących w murze, co kompletnie zmyliło australijskiego golkipera, i pozwoliło Spurs cieszyć się z drugiej, jak się później okazało ostatniej również, bramki dzisiejszego wieczora.
Po tym golu można stwierdzić, że emocje związane z meczem derbowym się skończyły. Dogodnych bramkowych sytuacji było jak na lekarstwo, a jeśli już którejś ze stron udało się przedostać pod pole karne rywala, to i tak nie wynikał z tego jakiś konkretniejszy strzał. Tottenham wygrał pewnie, nie popełnając większych błędów i inkasując niezwykle ważne trzy punkty. Jakikolwiek inny komentarz jest chyba zbędny.
Składy:
Tottenham: Gomes,- Corluka, Dawson, King, Bale,- Bentley, Huddlestone, Palacios, Modric,- Crouch, Defoe (82' Keane)
Ławka rezerwowych: Alnwick, Hutton, Bassong, Jenas, O'Hara, Rose, Keane
Fulham: Schwarzer,- Hangeland, Baird, Hughes, Smalling,- Gera (72' Kamara), Murphy, Duff, Riise (64' Davies), Dikgacoi,- Zamora (79' Elm)
Ławka rezerowych: Zuberbuhler, Kaalio, Greening, Davies, Nevland, Kamara, Elm
Żółte kartki:
Tottenham: Dawson 89' (za faul na Elmie)
Fulham: Kamara 88' (za faul na Keane'ie)
Sędzia: Mike Dean
Widzów: 35,467
Bramki:
1:0 - Crouch 28'
2:0 - Bentley 59'
Statystyki:
Posiadanie piłki:
Tottenham 58%:42% Fulham
Strzały celne na bramkę:
Tottenham 7:6 Fulham
Strzały obok bramki:
Tottenham 6:3 Fulham
Rzuty rożne:
Tottenham 11:3 Fulham
Faule:
Tottenham 11:16 Fulham
81 komentarzy ODŚWIEŻ