Tottenham Hotspur nie powtórzył podczas North London Derby koncertu gry, jaki zaserwował nam przy okazji meczu z Man City, ale i tak zagrał najlepsze spotkanie od tamtej pory i zasłużenie urwał punkty rozpędzonym Kanonierom na ich terenie. Bramkę na wagę oczka zdobył z karnego wracający po kontuzji (uff...) Harry Kane, chociaż głównym architektem wyrównania był faulowany w szesnastce The Gunners Mousa Dembele. To trzeci z rzędu remis w spotkaniu tych drużyn.
Mauricio Pochettino dysponował poważnie przetrzebionym składem i musiał z pewnością solidnie pogłówkować, żeby wystawić na derby naprawdę silną jedenastkę. Cel został osiągnięty kosztem zmiany ustawienia (graliśmy interesującą taktyką z 3 stoperami i "wahadłami" po bokach) oraz bardzo przeciętnej ławki, a i w wyjściowej jedenastce nie wszystko wyglądało idealnie. Widać było brak ogrania u Kevina Wimmera, który już po 6 minutach złapał żółtą kartkę i musiał grać ostrożniej. Mimo tych kłopotów gra Tottenhamu w pierwszej odsłonie nie wyglądała źle, ale to Arsenal był zespołem ciut lepszym i co najważniejsze potrafił tę przewagę zamienić na zdobycz bramkową. Tuż przed zmianą stron Kanonierzy wykonali dośrodkowanie z rzutu wolnego w pole karne Kogutów, a piłkę do własnej bramki skierował głową Wimmer. Nasi nie odpowiedzieli do przerwy niczym szczególnym.
Po zmianie stron gra Tottenhamu uległa wyraźnej poprawie. Podopieczni Pochettino potrzebowali zaledwie 5 minut, by wyrównać. Kapitalnym rajdem popisał się wówczas Mousa Dembele. Ponieważ żaden z Kanonierów nie był w stanie przepisowo zatrzymać Belga, Kościelny musiał uciec się do faulu, na nieszczęście swojej drużyny już we własnym polu karnym. Jedenastka nie stanowiła problemu dla Kane'a. Strzelona bramka dodała Kogutom wigoru, piłkarze z White Hart Lane przejęli inicjatywę. Niestety, nie udało się dorzucić drugiego trafienia. W atakach Spurs wciąż był widoczny (oczywiście w stokroć mniejszym stopniu niż np. w spotkaniu z Bayerem) brak tego błysku, pomysłu i przyspieszenia, jakim zniszczyliśmy kilka tygodni temu Obywateli. W dodatku, jak napisałem na początku, menadżer nie miał za dużego pola manewru i mecz zakończył się - sprawiedliwym chyba (Kanonierzy pod koniec meczu też mieli swoje okazje) - remisem.
W świetle ostatnich wyników i gry obu drużyn podział punktów na The Emirates nie może być powodem do narzekań, ale po niewygranych derbach zawsze zostaje jakiś niedosyt. Tak czy inaczej, Tottenham mógł się wczoraj podobać i - jakby nie patrzeć - wciąż pozostaje ostatnią niepokonaną drużyną Premier League, chociaż z drugiej strony od wspomnianego wyżej meczu z City nie odnieśliśmy żadnego zwycięstwa i nie zdobyliśmy gola z gry (no, chyba że będziemy liczyć "trafienie" Wimmera...). Ja jednak za ten mecz daję chłopakom plusa.
A co do tytułu, to uważam, że jedynymi królami północnego Londynu są Koguty, ale udokumentujemy to na Lane ;)
Arsenal: Cech; Bellerin, Mustafi, Koscielny (C), Monreal; Coquelin (65' Ramsey), Xhaka; Walcott (71 Oxlade-Chamberlain), Ozil, Iwobi (70' Giroud), Sanchez
Spurs: Lloris (C), Dier, Wimmer, Vertonghen, Walker (80' Trippier), Rose, Wanyama, Dembele, Eriksen, Son (89' Winks), Kane (73' Janssen)
Bramki - Arsenal: Wimmer (42' o.g.); Spurs: Kane (51' pen.)
Żółte kartki - Arsenal: Koscielny; Spurs: Wimmer, Dier
Sędzia: Mr. M. Clattenburg
Frekwencja: 60039 widzów.
3 komentarze ODŚWIEŻ
Generalnie ja jestem rozczarowany obecnym sezonem. Grały słabo, bez stylu, bez taktyki. Nie mamy tego panowania na boisku co w tamtym sezonie. Gra często jest chaotyczna.
My od 7 meczów nie możemy wygrać, same remisy, mało strzelamy. Jedynie obrona jest dalej na przyzwoitym poziomie. Mecz z City to najwiekszy tego sezonu. mecz z Arsenalem był całkiem ok, Arsenal nie pokazał nic nadzwyczajnego. Remisy z Bournemouth, West Bromwich czy lester to słabe wyniki, 3 punkty na możliwych 9 z takimi druzynami. Oczywiście ja patrzę na Tottenham jako zespół aspirujący o walkę o mistrza, takie remisy to złe wyniki.
To co gramy w Lidze Mistrzów to katastrofa, jak nie wyjdziemy z grupy to to będzie klęska. Już chuj z tymi wynikami(choć one są najważniejsze) ale sam styl gry z Leverkusen, z Monaco to parodia.
Liga Mistrzów Nam ucieka, w lidze rywale odskakują i nie tracą juz tak pkt jak to miało miejsce rok temu. Poza Manchesterem United bo oni jeszcze grają w kratke jak my. Teraz West Ham, po reprezentacjach, mam złe przeczucia.. Potem wyjazd i mecz z Chelsea. Oby Nam rywale nie odskoczyli jeszcze bardziej. Oczywiscie jestem optymistą, ale jakby tak spojrzec realnie, to z obecną grą, na mistrza moze daje Nam 5-10 %. Oby sie coś ruszyło.
Arsenal był mocno zaskoczony ustawieniem z 3 środkowych obrońców i przez pierwsze 30 minut kompletnie nie mógł sobie wykreować jakiejkolwiek sytuacji bramkowej.
Potem nastąpiło coś czego nadal nie rozumiem. Walker upadł i wymagał pomocy medycznej. Byłem pewny, że konieczna będzie zmiana, ale chłop zacisnął zęby i grał dalej. Tyle tylko, że grał na 50% możliwości i to było widać gołym okiem. Nie rozumiem dlaczego Poch czekał ze zmianą aż do 80 minuty. Przecież to nie jest Cristiano Ronaldo który się obrazi jak go zmienisz. Głupota naszego menago niestety bo moim zdaniem to mógł być ten brakujący czynnik do wygrania tego meczu.
Tak, do wygrania. Arsenal nic specjalnego dziś nie pokazał. Przecież poza Cazorlą wyszli najmocniejszym składem (w Tottenhamie brakowało Lameli, Toby'ego, Dele, Sissoko), grali na Emirates, byli na fali i wszyscy wszem i wobec (Skysports, BBC) prognozowali gładkie 2/3:0 dla Kanonierów.
Tymczasem nie było ani jednego momentu kiedy byłem się o wynik tego meczu. A pod koniec meczu to już nawet Tottenham był bliżej strzelenia zwycięskiego gola.
Także to jest taka sama sytuacja jak podczas marcowych derbów. Wtedy to my mieliśmy rozjechać Kanonierów w marszu po majstra, a skończyło się 2:2. Tym razem Arsenal odczuł gorycz i rozczarowanie, bo ten remis 1:1 jest dla nich jak porażka (z psychologicznego punktu widzenia).
COYS!