Tottenham Hotspur pewnie ograł liderujący w lidze Manchester City 2:0 i na dobre zakotwiczył w ścisłej czołówce Premier League. Wynik ten oznacza, że Spurs są ostatnią niepokonaną drużyną w tegorocznej kampanii.
Mauricio Pochettino nie ryzykował i posłał do boju bardzo silną jedenastkę, a na szpicę delegował niezwykle skutecznego Sona. Na efekty nie czekaliśmy długo. Mający od początku przewagę Tottenham już po 9 minutach objął prowadzenie. Wysokie dośrodkowanie spod linii bocznej Rose’a niespodziewanie „wykorzystał” Kolarow, nie dając Claudio Bravo szans na skuteczną interwencję. Koguty mogły już w tej fazie meczu prowadzić wyżej, ale efektowny rzut wolny Eriksena nie znalazł drogi do siatki Obywateli. Co się jednak odwlecze, to nie uciecze i gospodarze schodzili na przerwę z dwubramkową zaliczką. W 37 minucie znów dał o sobie znać Son (który zresztą notorycznie nękał obronę The Citizens) notując asystę, którą na bramkę zamienił Dele Alli.
Taki wynik do przerwy miał wszelkie prawo podrażnić ekipę Guardioli, ale po zmianie stron korzystny dla Kogutów obraz gry nie uległ specjalnej zmianie. Goście owszem próbowali atakować, ale bliżej wyśrubowania i tak bardzo dobrego wyniku znajdował się Tottenham. W 65 minucie Fernandinho powalił we własnej szesnastce Alli’ego, a jedenastkę chciał wykonać Son. Niestety, Erik Lamela zdecydował się nie oddawać futbolówki Koreańczykowi i osobiście wymierzyć gościom sprawiedliwość. Jego strzał obronił jednak Bravo. Na szczęście dla nas (i dla Argentyńczyka, wyobrażam sobie, co sam bym napisał, gdyby mecz skończył się np. wynikiem 2:2), nietrafiony karny nie zemścił się i Tottenham zdobył 3 punkty, dodatkowo zachowując kolejne już w tym sezonie czyste konto. Duża w tym zasługa śwtietnie dysponowanych stoperów i niezwykle dziś skutecznego Wanyamy.
I takie mecze Tottenhamu chyba wszyscy (?) chcemy oglądać. Bardzo dobra gra, bardzo dobry wynik, bardzo dobra sytuacja w tabeli, a co najważniejsze to wszystko z bardzo dobrym rywalem. Mamy ekipę, która regularnie może bić się o najwyższe cele. Dumnie być Kogutem. COYS!
Spurs: Lloris (C); Walker, Alderweireld, Vertonghen, Rose; Wanyama, Alli (86’ N’Koudou); Sissoko (72’ Dier), Eriksen, Lamela; Son (89’ Janssen)
City: Bravo, Zabaleta (C), Otamendi, Stones, Kolarow, Fernando (53’ Gundogan), Fernandinho, Silva, Sterling (87’ Sane), Navas (65’ Ihenacho), Aguero
Bramki: Spurs: 9’ Kolarov (o.g.), 37’ Alli; City: -
Żółte kartki: Spurs: 30’ Wanyama, 42’ Rose; City: 20’ Otamendi, 56’ Sterling
Sędzia główny: Mr. A. Marriner
Frekwencja: 31 793 widzów.
15 komentarzy ODŚWIEŻ
O naszym monolicie w obronie, latajacym luki Wanyamie i znów genialnym Sonie zostało już sporo napisane a moje wyróżnienie trafia do Sissoko który zagrał pierwszy na prawdę dobry mecz w naszych barwach. Brakowało jeszcze dokładnych dosrodkowan (z których w Newcastle zasłynął, więc to chyba kwestia czasu) ale jego dryblingi na prawym skrzydle robiły wrażenie.
Ps. Szkoda tego karnego. Mam wrażenie, że gdyby to wpadło to wynik końcowy byłby gdzieś w okolicach 5:0.
Wszystko funkcjonowało jak należy. Świetny wysoki pressing, średni pressing, wygrywaliśmy drugie piłki, cała masa wygranych dryblingów, starć bark w bark, cudowna asekuracja, monolit w defensywie… Można by tak wymieniać i wymieniać ;-)
Pytanie brzmi jak często możemy grać na takiej intensywności? Bo moim zdaniem na dłuższą metę tak się nie da. Ustanowiliśmy w tym meczu nowy rekord sprintów w sezonie 2016/17, który raczej ciężko będzie komukolwiek pobić, bo nie za bardzo jestem sobie w stanie wyobrazić jak można dać od siebie jeszcze więcej.
Man City zostało dziś po prostu stłamszone. To nie Manchester City był dziś taki słaby. To Tottenham był aż tak cholernie dobry. Nie daliśmy im ani czasu, ani miejsca do gry. Pytanie ile drużyn jest w Premier League, które są w stanie odeprzeć taki pressing? Moim zdaniem obecnie nie ma takiej. A ile drużyn potrafi zorganizować taki pressing i utrzymać go niemal przez cały mecz? Poza Tottenhamem chyba tylko Liverpool. To właśnie grą pressingiem i umiejętnością wychodzenia spod tego pressingu tak odjechała czołówka europejska Brytyjczykom. Pochettino, Klopp i Guardiola to są jednak zielone światełka dla całej ligi angielskiej w tej kwestii.
Tottenham cały czas idzie do przodu. Kto by pomyślał jeszcze pół roku temu, że możemy zagrać tak dobry mecz bez kluczowego jeszcze niedawno duetu Dembele – Kane? Czy ktoś odczuwał dziś brak Diera na boisku? A no właśnie… To jest dopiero 7 kolejka, a taki Wanyama już się wkomponował i jest wartością dodaną. Son po fatalnym pierwszym sezonie błyszczy niemal w każdym meczu. Dele Alli ma tak ogromny potencjał, że za jakieś 3-4 lata może być uczestnikiem nowego rekordu transferowego. Do tego wszystkiego dochodzi ściana w defensywie. Zgrana ze sobą, ograna w PL i relatywnie młoda.
Serio, ja w tej drużynie potencjał na walkę o majstra widziałem już przed sezonem i te pierwsze kolejki tylko mnie w tym zdaniu utwierdziły. To jest najlepszy ligowy start Tottenhamu od 50 lat!
Manchestery są w przebudowie, Chelsea z Liverpoolem mają ogromne problemy w defensywie i tylko Klopp pracuje w swoim klubie dłużej niż kilka miesięcy. A Pochettino konsekwentnie układa te klocki już trzeci rok. I widać, że ta drużyna z nim u sterów po prostu się rozwija.
Top4 w tym sezonie to jest dla mnie plan minimum.
COYS! ;-)
Zastanawiam się, czy Poch specjalnie nie zaplanował w tym sezonie nieco mniejszej intensywności przy odbiorze piłki przeciwko tym teoretycznie słabszym drużynom, aby lepiej rozłożyć siły na cały sezon i nie zdychać w jego końcowej fazie. W poprzednich meczach tego sezonu nasze bestie nie były takie aktywne jak dzisiaj, ale może to tylko kwestia rozkręcania się i dodatkowej motywacji przeciwko silnemu rywalowi. Idealny mecz, oby tak dalej.
Jednym słowem nasze "czołgi" Wanyama, Sissoko mogli robić swoje, a reszta Panów piłkarzy super swobodnie czuła się z piłką na połowie rywala. Brawo, brawo i jeszcze raz brawo (nie chodzi o bramkarza City)! Dla mnie to najlepszy mecz Pocha do tej pory i jeden z najlepszych jakie pamiętam ever!